Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Aktualności Upór szadkowskich urzędników będzie dla gminy kosztowny! Historia walki dłuższa niż ostatnia wojna

Upór szadkowskich urzędników będzie dla gminy kosztowny! Historia walki dłuższa niż ostatnia wojna

adamowicze4Zawziętość poprzedników obecnego burmistrza Szadku Artura Ławniczaka okazuje się być wyjątkowo kosztowna dla gminy. Przez długie lata szadkowscy włodarze imali się różnych kruczków prawnych, aby nie dopuścić do oddania dwóch kamienic przy ul. Warszawskiej w centrum miasta rodzinie Adamowiczów. Teraz za głupotę i bezpodstawny upór szadkowski samorząd może być uboższy o 850 tys. zł. Tyle bowiem na rzecz spadkobierczyni nieruchomości, Elżbiety Adamowicz zasądził Sąd Okręgowy w Sieradzu. W ramach odszkodowania za bezprawne użytkowanie.

Pierwsza rata miała wpłynąć na jej konto do końca marca tego roku. Ale, czy wpłynie? Choć radni w budżecie zarezerwowali na odszkodowanie za bezprawne użytkowanie nieruchomości jedną czwartą zasądzonej kwoty, czyli blisko 213 tys. zł, samorząd z ubiegłorocznym wyrokiem sądu się nie zgadza. Podjął próbę walki o zmniejszenie kwoty, wcale nie tanią, bo koszty apelacji to 40 tys. zł. 6 lutego w Łodzi rozpatrywana była apelacja samorządu. Zdaniem burmistrza Ławniczaka istnieje szansa na wygranie apelacji.

Tak było w 2005 roku

Losy batalii Elżbiety i Macieja Adamowiczów śledziłam od 2002 roku. Ich walka o odzyskanie kamienic w centrum Szadku ciągnie się już kilka dziesięcioleci. A na dobre - od początku lat 90. XX wieku. Szadkowianie, którzy się jej bacznie przyglądają przez dziesięciolecia nie kryją, że to batalia dłuższa niż ostatnia wojna światowa. I podziwiają spadkobierców za determinację. Są jednak też tacy, którzy nie kryją podziwu dla kolejnych burmistrzów. Za skuteczne przez lata lawirowanie w aktach prawnych. Proces, który w 2005 r. wszczął wówczas przeciwko Adamowiczom... Urząd Miasta i Gminy w Szadku, oni nazywali farsą. Samorząd twierdził, że małżeństwo nie ma żadnych praw do kamienic w centrum miasta przy ul. Warszawskiej 2/4. Adamowicze z kolei uważali, że praw do budynków nie ma gmina. Elżbieta Adamowicz twierdziła, że jej mąż Maciej, spadkobierca budynków przy Warszawskiej od numeru 2 do 4 nigdy nie przestał być ich właścicielem.

130 lat na swoim

Działkę, na której stoją kamienice, zakupił w 1883 roku pradziad Macieja, Józef wraz z żoną Feliksą z Godzińskich. Pierwszą kamienicę wybudował w 1890 roku. Dom się spalił sześć lat później. Na pogorzelisku wdowa po Feliksie postawiła nowy. Wówczas przypisany był do nieruchomości Rynek 1 - Warszawska 2. W 1926 roku syn Józefa, Kazimierz dobudował obok sklep. Przypisany do ul. Warszawskiej 4. Siedem lat później postawił obok, w podwórku, przestronną oficynę i budynki gospodarcze. 73 lat temu w jednej z nich przyszedł na świat Maciej Adamowicz. W latach II wojny światowej budynkami zarządzali Niemcy, choć rodzina Adamowiczów wciąż zajmowała trzy lokale w posesji. Przy nr 2 Niemcy dobudowali drugie piętro. Rozbudowali także część sklepową. Po 1945 roku władza ludowa wniosła przeciwko Kazimierzowi Adamowiczowi sprawę o zwrot poniesionych przez okupanta nakładów. Wyliczono je na 21 tys. zł. Sumę tę spłacili spadkobiercy Kazimierza, oprócz Macieja. Ten, jako student KUL i uczeń Karola Wojtyłły, chory na gruźlicę, został zwolniony z kosztów sądowych. - Gmina z premedytacją uniemożliwia nam korzystanie z naszej prawnej własności od wielu lat. Przez ten okres pobierała i pobiera czynsz od lokatorów za nie swoją własność ? nie kryła w 2005 r. oburzenia współwłaścicielka kamienic, pani Elżbieta. ? Mamy w prywatnym archiwum cztery wyroki sądowe, potwierdzające prawo do kamienic. Wszystkie z czasów realnego komunizmu. Nawet zagorzali socjaliści musieli się pogodzić z nimi. Ojciec mojego męża, Kazimierz, który na chwilę przed wybuchem Powstania Warszawskiego podpisał volkslistę, od prokuratora Kaliskiego w 1968 roku otrzymał orzeczenie, że nie podlega ściganiu za swoje czyny. Teraz z kolei, gmina chce się oprzeć na tym, że był zdrajcą. Nie wgłębiając się w okoliczności sprawy. A 37 lat temu te argumenty przemówiły do składu sędziowskiego - dziwiła się w 2005 roku pani Elżbieta. Wyroki z lat 1947, 1951, 1955 i 1968 przemawiały na korzyść Adamowiczów. Zostały załączone do obszernych akt sprawy, jaka toczyła się w zduńskowolskim sądzie.

Chciał ratować syna

Kazimierz Adamowicz, uważany był w latach międzywojennych za jednego z najbogatszych ludzi w Szadku. W jego posiadaniu były dwie sporne kamienice przy Warszawskiej oraz tartak na tzw. skręcie na Wielką Wieś. Wiosną 1944 roku jego syn Tadeusz został aresztowany przez gestapo za działalność w ZWZ AK w Bełchatowie. Kazimierz na długo przed wybuchem wojny ożenił się z Niemką. To żona namówiła go do podpisania volkslisty. Aby ratować syna. Papier podpisał. Musiał nawet brać udział w zbrojnych patrolach na szadkowskim dworcu i przy likwidacji getta. Nigdy jednak, jak twierdzili i wciąż twierdzą nieliczni już żyjący jeszcze świadkowie tamtych dni, nikogo nie skrzywdził. Robił to dla syna. A Niemcy go oszukali. Syna rozstrzelali na cmentarzu żydowskim w Łodzi wraz z innymi akowcami. Już nie żył, kiedy ojciec się podpisał na liście sprzymierzeńców III Rzeszy Niemieckiej. Dokumenty przez lata przemawiały za prawem Adamowiczów do budynków przy Warszawskiej. Jednak tuż po wejściu Polski do Unii Europejskiej gmina próbowała zabrać im kamienice, powołując się na komunistyczne zasiedzenie. Ówczesny sekretarz gminy, Włodzimierz Wilgocki potwierdzał publicznie, że w sądzie samorząd chce wykorzystać fakt zasiedzenia. Przy Warszawskiej mieszkało kilkanaście rodzin. Gmina rzekomo nie chciała dopuścić, jak mówił Wilgocki, do sytuacji, aby prywatny właściciel doprowadził do eksmisji lokatorów. Jego zdaniem, jak i ówczasnej burmistrz Stefanii Sulińskiej, sprawa powinna być rozstrzygnięta na korzyść samorządu. Zasiedzenie ich zdaniem odbywało się w dobrej wierze. W sądzie próbowano uduwodnić, że przez wiele lat dbano o nieruchomość. Wizyta w kamienicy potwierdzała jednak zupełnie inny obraz. Budynek przypominał ruinę..... Elżbieta Adamowicz z kolei twierdziła, że w dokumentach gminy nie ma ani ksiąg technicznych, ani potwierdzeń remontów sieci elektrycznej. ? To co zastaliśmy obecnie to ruina. Mamy dokumentację fotograficzną, która to potwierdza. Nie robiono tu nic, poza tym, że wprowadzano, z narażaniem zdrowia i życia kolejnych lokatorów - twierdziła już ponad 7 lat temu przed sądem. Wraz z mężem odkupiła udziały współwłasności od pozostałych spadkobierców rodziny Adamowiczów. Zrobili to za namową burmistrz Sulińskiej. Otrzymali wpis do nowożytnej księgi wieczystej. Z wiosny 2005 roku. Mieli też odpisy z ksiąg starożytnych na Adamowiczów. Zachodzili wtedy w głowę, jak gmina może twierdzić, że jest właścicielem kamienic, skoro przez całe dziesięciolecia Adamowiczowie byli traktowani przez gminę jako właściciel budynków? Ścigano do nich podatki. Ostatni dokument wzywający do zapłaty, poza tymi, które przepadły w tajemniczych okolicznościach, sięga roku 1976. Adamowiczowie nie mogli się pogodzić z tym, do czego doprowadziła gmina przez te lata. Do kamienicy dostawiono komórki, szalety. Sprzedano połowę podwórka między nieruchomościami. W latach osiemdziesiątych żaden prawnik nie chciał się zająć sprawą Adamowiczów. Po latach, dociekliwych śledztwach Elżbieta Adamowicz pod koniec XX wieku dotarła do dokumentów, które upewniły ją, skąd ten wszechogarniający ją i jej żyjącego wówczas mężą opór. Gminne oszustwo W 1955 roku odbyły się dwie głośne sprawy sądowe. Ich przebieg śledził cały Szadek. Władze gminy starały się o przejęcie kamienic Adamowiczów, twierdząc, że jest to majątek po żydówce Chai Lipszyc i po Niemcu Józefie Haindrychu oraz po niemieckiej rodzinie Ungerlów. ? Te osoby nawet na terenie naszej działki nigdy nie mieszkały. A wówczas przejęto "niby" zaksięgowano majątek po nich o powierzchni 600 metrów kwadratowych. Podczas, gdy działka po Józefie Adamowiczu miała niemal 0.45 hektara. W latach pięćdziesiątych nikt nie mógł przejąć takich posesji po tych osobach, bo one jeszcze żyły. Dotarłam do dokumentów, że płaciły w ówczesnej Radzie Gminnej Narodowej podatki. Skoro płaciły, to żyły. Skłamano zatem w aktach - rozumowała podczas sprawy w sądzie 7 lat temu pani Elzbieta. Wówczas sąd oddalił powództwo gminy. Ale na tych samych kłamstwach władze gminy oparły się niemal cztery dekady później. Kiedy złożyły do wojewody łódzkiego wniosek o komunalizację kamienic. Ten na to przystał. Najbardziej bolesne w tym jest to, że takie poczynania zrobiono, kiedy ja przebywałem w szpitalu w Tuszynku, podczas leczenia gruźlicy. Kiedy dowiedziałem się o machlojach samorządu, było już za późno. W szpitalu spędziłem blisko pól roku,.To wystarczyło na to, aby zapadł wyrok o przejęciu kamienic - nie krył rozgoryczenia 65-letni wówczas Maciej Adamowicz. Blisko 10 lat jemu i żonie zajęło odkręcanie całej sprawy i krzywdzącego wyroku. Dopiero w 2002 roku, po zmianie rządu nowy minister spraw wewnętrznych uchylił decyzję wojewody o komunalizacji, a tym samym wcześniejszą uchwałę Rady Gminy i Miasta w Szadku. - Wówczas pani burmistrz Stefania Suluńska gratulowała nam zwycięstwa w świetle prawa. Mówiła ?Wracacie na swoje?. Wydała wypis z rejestru gruntów. Po czym ten wypis chciała anulować. Żądała mapy, której po wielu trudach doczekaliśmy się po prawie trzech latach. Ja przeszłam na wcześniejszą emeryturę, aby dopilnować sprawy. Jeżdziłam po archiwach. Zbierałam papierki. I dziwię się, że za każdym razem potwierdzeń o własności Adamowiczow było coraz mniej. Ginęły wyrysy. Ginęły mapy, wpisy do ksiąg wieczystych. Ktoś zadał sobie dużo trudnu, aby nam uniemożliwić udowodnienie naszej racji . A mino to, choć nam niedawno gratulowano, chciano nam odebrać naszą własność. To chyba dalekie od praworządności. Czuliśmy się szykanowani. Nawet gmina nie kryła, że byliśmy nieproszonymi gośćmi w mieście. Straszyła nami lokatorów. Mówino im o eksmisjach. Gmina nie wspominała, że to mąż dostał wymówienie najmu mieszkania od urzędu w swojej rodzinnej kamienicy. Ktoś chyba się zasiedział na Warszawskiej przez długie lata, zapominając o prawie.

Epilog?

Zdaniem burmistrza Ławniczaka istnieje szansa na wygranie apelacji. Z wyrokiem sieradzkiego sądu nie zgadzają się jednak nie tylko szadkowscy urzędnicy, ale i spadkobiercy kamienic. Oni też złożyli apelację. Wyrok bowiem daje im możliwość odebrania z kasy urzędu gminy zaledwie jedną trzecią tego, co chcieli. Do tego w czterech ratach, płatnych co rok, począwszy od 2013. A chcieli za zdewastowane przez niedopatrzenia gminy budynki 2,5 mnl zł. To nieruchomości w samym sercu miasta, doskonale nadające się na punkty handlowe i mieszkania. Zdaniem spadkobierczyni zasądzenie na jej rzecz było za niskie. Tym bardziej nie może się zgodzić na obecną propozycję burmistrza Ławniczaka. Ten chciałby, aby po apelacji gmina musiała zapłacić Adamowiczej zaledwie 170 tys. zł roszczenia z tytułu odszkodowania. Zapowiada się kolejna batalia w sądzie. A trzeba zaznaczyć, że Adamowiczowie z szadkowskimi urzędnikami wojują o swoje prawa już ponad 20 lat. Teraz na placu boju została pani Elżbieta. Jej mąż Maciej już kolejnej bitwy nie doczekał... A końca sprawy nie widać....

ED

Fot 1:. Elżbieta Adamowicz z mężem Maciejem podczas jednej z rozpraw z zduńskowolskim sądzie.
Fot. 2: Elżbieta Adamowicz z setkami dokumentów potwierdzających prawa rodziny do nieruchomości w Szadku.
Fot.3,4: Burmistrz Stefania Sulińska na jednej z rozpraw przeciwko Adamowiczom twierdziła, że nie mają praw do kamienic. Podobnie twierdziła na sesjach Rady Gminy i Miasta.
Fot. 5, 6, 7: Kamienice o które idzie batalia w sądzie gmina oddała spakobiercom w opłakanym stanie (zdjęcia z 2010 roku).

Fot. ED

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u