Zmarł Zbigniew Kowalski, wybitny lotnik z Sieradza
W wieku 76 lat, w nocy z soboty na niedzielę zmarł Zbigniew Kowalski, sieradzanin, wybitny lotnik, budowniczy samolotów ultralekkich, major Wojska Polskiego. Aby pierwszy raz polecieć szybowcem musiał przechytrzyć instruktorów. Skłamał, że jest o rok starszy, bo w wieku piętnastu lat nie mógłby samodzielnie polecieć. Udało się, został zakwalifikowany na przeszkolenie.
Zbigniew Kowalski zaczynał od szybowców, potem ukończył szkołę lotniczą w Dęblinie. Już jako osiemnastolatek latał na radzieckich MiG-ach 15. Emerytura nie odebrała mu skrzydeł. Kontynuował latanie na cywilnych maszynach, między innymi opryskując plantacje rolnicze nie tylko w Polsce, ale także w Afryce, gasząc pożary w Chile. Jak nam opowiadał, jego pasja do latania zaczęła się od czytania książek podróżniczych. Zbyszek był nie tylko pilotem, ale także inspiratorem budowy i właścicielem samolotów ultralekkich: dwóch Zodiaków konstrukcji amerykańskiej i Dedala, zbudowanego z nieżyjącym już Kazimierzem Barczewskim z Wrocławia. Na lądowisku, którym była jego działka w Chojnem pod Sieradzem, często lądowały samoloty przyjaciół i kolegów Zbyszka. Miał wśród nich opinię wybitnego pilota. Każdego roku przechodził pomyślnie testy odnawiające licencję. Jeszcze w styczniu tego roku latał nad Sieradzem. Był wzorem dla wielu pilotów. Także dla Sławomira Erenca z Sieradza, który tak wspomina Zbyszka:
- Wielokrotnie z nim latałem, uczyłem się od niego, choć Zbyszek nie był moim instruktorem. Podziwiałem u niego nie tylko doświadczenie, ale także umiejętności organizacyjne. Dla naszej braci lotniczej był po prostu znakomitym kolegą, który nigdy nie odmawiał pomocy.
Od ponad trzydziestu lat Zbigniew Kowalski miał jeszcze jedną pasję; uprawiał wiśnie na pięciu hektarach swojej posiadłości w Chojnem. Zapamiętamy Go jako serdecznego kolegę, który wielokrotnie stawał przed naszą kamerą, zawsze kompetentny, zawsze uśmiechnięty...
Krzysztof Lisiecki