Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Aktualności Jedyna w swoim rodzaju! Krystyna Mazurówna ściągnęła tłumy w Zduńskiej Woli

Jedyna w swoim rodzaju! Krystyna Mazurówna ściągnęła tłumy w Zduńskiej Woli

MAZUR1SUPERZazwyczaj stara się nie spóźniać na spotkania z fanami. I tak było w Zduńskiej Woli. Krystyna Mazurówna pojawiła się w Miejskiej Bibliotece Publicznej na godzinę przed zaplanowanym w książnicy spotkaniem. Przyjechała tam w środowy (4 bm.) wieczór z Warszawy, choć jeszcze we wtorek spacerowała uliami Paryża, gdzie mieszka.

 

-

 

Jak się umawiam, to żeby nie wiem co, zawsze dojadę - powitała gości 74-letnia bohaterka spotkania. Na powitanie zatańczyła widząc czekający tłum w rytm "Papai" z repertuaru Urszuli Dudziak. Taniec nagrodzono gromkimi brawami.

 

W swoim długim, jakże barwym życiu, znana obecnie polskiej publiczności z zasiadania w jury polsatoskiego show tanecznego "Got To Dance" Krystyna Mazurówna imała się tak wielu profesji, że można by było obdzielić nimi kilkanaście osób. Z zawodu tancerka, była także... bileterką w teatrze, barmanką, sprzedawczynią win, kierownikiem budowy. Wie także, jak to jest być bezrobotną, samotną matką. Jest także dziennikarką. Pisze felietony do znanych tytułów, a ostatnio ma na swoim koncie dwie książki: "Burzliwe życie tancerki" oraz "Moje noce z mężczyznami". Te właśnie promowała w Zduńskiej Woli. Chętnych na zakup pozycji i na spotkanie z ich autorką nie brakowało. Trzeba było donosić krzesła...

Miłe zaskoczenie

- Myślałam, że nikt nie przydzie, a tu takie tłumy! I dlatego z radości musiałam zatańczyć - powiedziała na przywitanie Krystyna Mazurówna. - Chciałabym opowiedzieć Państwu o swoich książkach. Wiem, że już mają opinie kontrowersyjnych. Ale zazwyczaj piszą recenzje dziennikarze, którzy w ogóle ich nie przeczytali - dodała. - Jak jeden krytyk napisze, że tam jest coś o pedofilii, to inni idą za nim, a potem idzie plotka w cały świat. A to wcale nie pokrywa się z prawdą, z treścią. Moja ostatnia książka "Moje noce z mężczyznami" to zbiór nowel. Każda owszem o innym mężczyźnie. Ale nie ma tam o tym, że jestem niby taka kochliwa. Po prostu opisję swoje wspomnienia, wręcz od lat nastoletnich. Od swojej pierwszej miłości, kiedy miałam 13 lat, a mój kolega 14 i zostaliśmy zamknięci w łazience. Żadnego seksu, żadnej pedofilii nie było. Piszę też o kloszardzie, któremu pomogłam i tak na rozmowach spędziliśmy całą noc. Jego dopadły boleści i musiałam go zabrać na pogotowie. Nie uprawiam seksu z bezdomnymi. To była jedynie życzliwa pomoc z mojej strony. W tej opowieści nie ma żadnych prowokujących sensacji - zdradza tancerka.

Mężczyźni jej życia

Najważniejszym mężczyzną jej życia, czego nie ukrywa do dziś był jej ojciec Stanisław. Profesor matematyki. Pamięta, jak kiedy mieszkali jeszcze we Lwowie siedział godzinami nad biurkiem zajęty swoimi równaniami.
- Nauczył mnie najważniejszych rzeczy w życiu. Że dwa plus dwa to cztery, a cztery razy cztery to szesnaście. Może i chciał, bym poszła w jego ślady, ale ta podstawowa artytmetyka mi wystarczyła i wystarcza do dziś. I ojciec się z tym pogodził, a potem, kiedy zamieszkaliśmy w Łodzi, pogodził się z moją pasją do tańca. Choć ta pasja, jak zdradziła Mazurówna, to wynik przysięgi jaką ona wraz z siostrą (też później tancerką, która zamieszkała w Szwajcarii i tam prowadziła szkoły tańca - przyp. siewie.tv) złożyły jeszcze w dzieciństwie.
- Rodzice moi byli bardzo oszczędni. I z tej oszczędności wzięli małą Krysię i moją siostrę ze sobą do teatru. Pamiętam, jak wszystko się uciszyło i pamiętam szelest kotar teatralnych. I ten szelest uwielbiam do dziś. Po powrocie z teatru ja i siostra przysięgłyśmy sobie, że nie będziemy miały żadnych mężów, żadnych dzieci, i że poświęcimy się tańcowi. Prawie wywiązałam się z tego zobowiązania, bo niemal całe życie przetańczyłam. Mężów miałam dwóch. A dzieci troje, jak Trzech Króli. Kasper urodził się w Warszawie, Balthazar w Paryżu. Trzecia była już królewna. Bo to była córka Ernestine. Ona także urodziła się w Paryżu. Ojcem najstarszego syna był Krzysztof Teodor Toeplitz. Znany dziennikarz, felietonista, krytyk filmowy. Jak mówi o nim Mazurówna "Mój mąż nieślubny".
- Nie miał gdzie mieszkać i zamieszkał ze mną. I go zameldowałam. Kiedy sie urodził Kasper, podałam, że jest mężem nieślubnym i tak to zostało zapisane. Ta miłość nie przetrwała długo. Ja już wówczas lubiłam ubierać się po swojemu. Nosiłam krótkie sukienki. Chyba jako jedyna w Warszawie miałam wtedy zielone włosy. A Krzysztof chciał, abym wróciła do koloru blond. Zaczęła się ubierać jak cała Warszawa. Żebym była gospodynią domową. Kurą domową. A ja do dziś potrafię tyko jajecznicę zrobić. Początkowo poddałam się i strałam się sprostać tym wymogom. Ale w końcu nie wytrzymałam życia z mężczyzną, który zna sześć obcych języków i rozstaliśmy się. Mazurówna miała to szczęście, że jako znana w latach 60. XX wieku tancerka miała okazję poznać wielu wybitnych ludzi tamtej epoki. Dziś nazwalibyśmy ich celebrytami przez wielkie "C". Jadała w warszawskim SPATiF-ie z Tyrmandem, Mrożkiem, Brandysem, Łomnickim, Wajdą. Miała romanas i z Mrożkiem i z Brandysem. Ten drugi z przerwami trwał przez wiele lat, nawet jak już wyemigrowała do Francji. Czy żałuje? - Niczego nie żałuję. Niczego!

Emigracja

Wyjechała z PRL w 1968 roku, choć była wtedy na tzw. TOP-ie. Tańczyła do pierwszych - nazwijmy to - teledysków. Między innymi do piosenki Piotra Szczepanika "Żółte kalendarze". Choć jak sama wyznała podczas spotkania, to był jeden z gorszych, w jakich tańczyła wówczas, ale zachował się do dziś.
- Nagrywany był w ostatniej chwili. Niemal wszyscy tańczyli w swoich ciuchach. Inne, lepsze tanecznie nie zachowały się niestety - zdradza tancerka. To rząd zaproponował jej wyjazd. Była na czarnej liście, choć do dziś tak naprawdę nie wie, czym zalazła za skórę komunistycznej władzy. Nie udzielała się politycznie. Nie brała udziału w żadych manisfestacjach i kontrabandach.
- Bo odeszłam wcześniej z Teatru Wielkiego? Bo chciałam zarabiać więcej pieniędzy, by godnie zyć? I nie być jednym z 32 sztywnych łabędzi w "Jeziorze łabędzim"? Sprzedałam wszystko, co najcenniejszego miałam. Lodówkę, telewizor, meble. Uzbierałam 1.200 dolarów. Ale z Polski wówczas można było wywieźć tylko 5 dolarów. Te 1.200 powierzyłam ambasadowi PRL w Paryżu. Już we Francji jego kierowca oddał mi, ale tylko 1.000. Jak wyznał dyplomacja ma swoje stawki. Tylko dzięki tym dolarom przeżyłam dziewięć miesięcy zanim podpisałam pierwszy kontrakt. A byłam przecież z małym synem. Odmawiałam sobie wszystkiego, a Kasprowi tłumaczyłam, że się odchudzam. Ale za pierwszy kontrakt zabrałam go do renomowanej restauracji na najdroższe lody jakie były w karcie. Wcześniej nie stać mnie było na żadne. A jemu ślinka leciała na widok budek z kolorowymi lodami, których wtedy w Polsce nie było. Nie był w stanie tych drogich zjeść. Zostawił połowę, a te się rozpuściły. To zdarzenie nauczyło mnie, że nie marzmy o wielkich rzeczach, których nie możemy skonsumować. Tego się teraz trzymam. Nasze życie zaczęło z tygodnia na tydzieńn nabierać tempa. Z IV piętra przenieśliśmy się na III, potem na II. Z dwóch pokoi do trzech. Potem było małżeństwo z muzykiem Jean'em Pierre'em Bluteau. I z tego związku kolejna dwójka dzieci - zdradzała szczegóły ze swego życia pani Krystyna. Związek z Jean'em Pierre Bluteau był wynikiem zakładu z muzkiem. Mazurównej kończyła się francuska wiza. Założyli się więc, że ona złoży wniosek o nową. Na 13 dni, z możliwością przedłużenia na...13 lat. Taką dostała. Po 13 latach się rozstali.
- Nawet dzieci nie wiedziały, że wzięliśmy rozwód. To rzadkość, żeby rozwód odbył sie tak przyjaźnie. Nie ruszyłam ani franka ze wspólnego majątku. Miałam wtedy 50 lat. Dwóch synów, córkę, dwa koty, dom na wsi. Full wypas. Ale... nie miałam pracy. Zamieszkałam na tej samej ulicy, co mój były mąż. Ale to cud, że kupiłam mieszkanie dla siebie. Pomogło futro z lisów jeszcze z Polski. Pracownik banku dał mi kredyt, bo pokazałam mu papiery o zarobkach z Polski. Wtedy przed denominacją było tam wiele zer, a ja jeździłam do Polski i tam też tańczyłam. Poprawiłam nieco złotówki na dolary i tak to przeszło. Nie wiem, czy to było przestęstwo, ale było to w dobrej wierze. Tyle, że na bezrobociu dostawałam 1.000 franków, a rata kredytu była dziesięć razy większa. Imałam się wszystkiego. Rano pracowałam jako informatorka w metrze i hostessa. Wieczorami jako barmanka. W międzyczasie kierowałam budową. Było tak, że jednego dnia wykonywałam siedem różnych prac. Ale to mi nie uwłaczało. Pozwalało przeżyć godnie te trudne dni.

Onasis, Claude Lelouch i Josefine Baker

Mazurówna ma w swoim zyciorysie wiele epizodów ze znanymi osobistościami XX wieku. Tańczyła m.in. dla greckiego multimilionera Onasisa.
- Cóż, nie wspominam tego mile. Po naszym występie, międzynarodowym podziękował nam dwoma karafkami... wody. "Napijcie się - powiedział". Od tamtej pory nie pijam wody. Używam jej jedynie do płukania ust przy myciu zębów - śmieje się bohaterka spotkania.
Claude Lelouch, dla którego zatańczyła w jedym z filmów, kiedy dowiedział się, że pochodzi z Polski, na zakończenie zdjęć przyjął ją i jej polską ekipę ze Szkoły Mazurówny w swojej rezydencji nie francuskimi przystawkami.... a polskim kapuśniakiem, barszczem i pierogami.
- Byliśmy zaskoczeni. Bo tak naprawdę liczyliśmy na francuskie frykasy, ale z drugiej strony to było bardzo miłe. Ale wino było dobre. Z Josefine Baker Mazurówna wiązała swoje plany na wiele miesięcy w latach 70.
- Byłam w jej spektaklu, na którego produkcję solistka się zadłużyła. To był rok 1975. Ona była na wszystkich próbach. Na dzień premiery zamknięto nawet w Paryżu cztery przecznice, aby nic jej nie zkłóciło. Słyszeliśmy, że Josefine podupada na zdrowiu. Ostrzegano nas, abyśmy po premierze nie szli na żadne rauty, na żadne popijawy, które były przecież wpisane w scenariusz takich występów. Wszyscy odmówiliśmy naszej chlebodawczyni. Dwa dni po premierze, 12 kwietnia dowiedzieliśmy się, że zmarła w swoim domu. A już były zakontraktowane występy. Pół roku w Paryżu, pół roku w Londynie. Kolejne sześć miesięcy w Nowym Yorku. Bez niej jednak wszystko legło w gruzach. Nie było dalszych występów...

Got To Dance

Co by nie powiedzieć, to Krystyna Mazurówna odznaczała się na tle jury programu "Tylko taniec. Got to dance". Nie tylko swoją charyzmą, ale także wizerunkiem. Niepowtarzalne fryzury, makijaże, stroje wyróżniały ją spośród czwórki oceniających tańczących w programie. 74-letnia tancerka została jednak zwolniona w związku ze zmianą formuły programu. Później przyznała, że lubi zmiany i nie ma nikomu za złe tego, że została zwolniona. Mazurówna znana jest ze swego optymistycznego podejścia do życia. Dlatego też można było się spodziewać, że o nowej prowadzącej Ani Jujce będzie miała dobre zdanie. I jak wyznała, takie wciąż ma. Dlaczego rozstała się z polsatowskim tanecznym show?
- Nina Terentiew po prostu napisała mi w liście, że mnie bardzo lubi, ceni. I tyle. Mogę się jedynie domyślać, jak podaje oficjalnie stacja, że powodem mojego odejścia była zmiana formuły programu. I tyle wiem. Nie było mi jednak z tego powodu przykro, ponieważ lubię wszelkie zmiany i nie lubię robić zbyt długo tej samej rzeczy - wyjaśniła w Zduńskiej Woli.
Ta wiadmość została przekazana Mazurównej tuż przed 74. urodzinami. To jednak specjalnie nie wpłynęło na jej życie. Tuż przed dniem swoich 74. urodzin tancerka pozwoliła sobie na rozrzutność (o czym wspomniały niemal wszystkie tabloidy i portale plotkarskie) i by poprawić sobie humor, poszła na zakupy. - Uwielbiam modę - przyznała sie także w Zduńskiej Woli. - I ekscentryczne ubrania - dodała. I bardzo sobie ceni młodych gniewnych polskich kreatorów mody. I faktycznie, Mazurówna odwiedziła w styczniu kilka atelier. Najbardziej do gustu przypadły jej projekty Gavła, a także Sebastiana Szczepańskiego. Kupiła u nich kilka strojów, które nosi do dziś.

Chirugiczny epizod z TVN Style

W lutym tego roku Krystyna Mazurówna poszła w ślady Marii Czubaszek i na wizji stacji TVN Style poddała się operacji plastycznej twarzy. Była jurorka show "Got To Dance" "poprawiła sobie" opadające kąciki ust. Podczas wizyty w klinice Mazurówna postanowiła jednak zafundować sobie także lifting całej twarzy oraz zabieg odmładzania dłoni. Dlaczego?
- Wcześniej wyglądałam na osobę niezadowoloną z życia. To do mnie nie pasowało. Poprzednio lifting robiłam, kiedy miałam 50 lat, a więc dawno temu. Moje dzieci te zmainy zaaprobowały. Współpracują ze mną przy takich decyzjach. Ogólnie nie mam sobie nic do zarzucenia. Już wiele lat temu Jerzy Waldorf mówił, że mam nogi jak Marlena Dietrich. Biustu bym sobie nigdy nie poprawiała, bo już mi Bozia dała ciut za duży, ale to co zrobiono w klinice mnie zadawala. Poprawiło moją samoocenę - wyznała podczas spotkania w zduńskowolskiej bibliotece Krystyna Mazurówna.
Znana choreografka nie kryje, że miała sporo szczęścia, że zgłosiła się do niej ekipa programu TVN Style "Sekrety chirurgii", która zaproponowała jej udział w kolejnym sezonie. Była jurorka zgodziła się na darmową operację plastyczną, którą mogli obejrzeć widzowie stacji. Skomentowała to wówczas dowcipem: - Zadzwoniłam do syna, od Paryża. Mówię mu: "Synek, zaraz pan doktor będzie mnie rżnął". - I rżnął w dobrej wierze - śmiała się na wspomnienie tancerka.

Lwów, miejsce urodzenia

Urodziła się we Lwowie, 20 stycznia 1939 roku. Po wojnie jej rodzice przenieśli się do Łodzi.
- Ojciec zastanawiał się, czy podjąć pracę na uniwerstyecie krakowskim, czy wrocławskim. A może w Warszawie. Ostatecznie trafiliśmy do Łodzi. Do Lwowa pojechałam 30 lat po tym, jak opuściliśmy miasto. Z moimi dziećmi. Nie wspominam tego wyjazdu mile. Moje dzieci ubrane jak dzieci francuskie w lakierki i modne ubranka były źle odbierane przez lwowian. Kościól, w którym byłam ochrzczona, zamieniony był na jakiś magazyn. To było smutne. Bliscy, którzy mnie znają, wiedzą, że nie przywiązuję się do miejsc. Ale było mi wtedy smutno. Jestem chyba apatrydą.

Jaka jest Krystyna Mazurówna?

- Jestem kiczowata. Nie przejmuję opiniami na mój temat. Na temat mojego wyglądu, tego jak się ubieram, maluję. Niedawno jeden z moich synów powiedział mi, że jakiś jego znajomy widział mój taniec (chodzi o rok 1968, taniec do piosenki Szczepanika) na czarno-białym filmie. I ten go pyta: jak to zrobili, że twoja matka, Mazurówna taka czarno-biała, młoda tam tańczy. A on mu odrzekł, że wtedy były tylko nagrania w dwóch kolorach, bo to było dawno temu. Nie chciał uwierzyć, myślał, że to tak specjalnie zrobiono po latach. Uwagi internautów mnie nie bolą. Nie kłują. Ja akceptuję samą siebie i to jest najważniejsze! Moje dzieci też mnie akceptują. Jestem babcią, potrójną, ale ja nie nadaję się do zmieniania pieluch. Poczekam jak moje wnuki dorosną. Kupię im wtedy mieszkanie i się z nimi napiję. Wina albo wódki. Od początku wiedziałam, że nie jestem taka sama jak inni. I inni muszą to zaakceptować. A jeśli nie... Ich sprawa.

Taniec, taniec, taniec

Mazurówna mimo swoich 74 lat, choć wygląda góra na 50, z tańcem się nie rozstała. W lipcu jedzie do Meksyku. I tam będzie tańczyć. W sierpniu tego roku będzie można ją spotkać na festiwalu jazzowym w Polsce. Będzie uczyła młodszych tancerzy. Podpowiadała, jak się odnaleźć w tańcu współczesnym w obecnej pogoni za sławą. I jakich błędów nie popełniać. Zagości także w Łodzi, gdzie stawiała pierwsze kroki jako tancerka. Nie jest wykluczone, że po tak miłym przyjęciu znów przyjedzie do Zduńskiej Woli. Być może z kolejną książką...

Tekst i fot. ED

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u