Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Aktualności POLITYCZNY PROFESOR, CZYLI KOLEGA Z WOJSKA

POLITYCZNY PROFESOR, CZYLI KOLEGA Z WOJSKA

sieradzkie_peerelki2Kolega z wojska. Kto to taki, wie ten, kto w wojsku był, no i kolegę z wojska spotkał po latach. Potem żona pyta: - Skąd ta szminka na koszuli, czemu zioniesz gorzałą i wracasz spóźniony o pięć godzin? - Czemu, ja wracam..? Spotkałem kolegę z wojska, zasiedzieliśmy się trochę, może o jedną kawę za dużo... A ta szminka, cóż, po tylu latach ludzie się zmieniają...

 

To oczywiście dowcip, chociaż w życiu takie spotkania bywają bardzo różne. Ja spotkałem kolegę z wojska... na łamach ,,Dziennika Łódzkiego''. Tym kolegą jest Roman Backer, dziś profesor, politolog, wykładowca i kierownik Katedry Politologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jerzy Witaszczyk, wielunianin ze Zduńskiej Woli, jeden z najinteligentniejszych i najlepszych dziennikarzy, którzy na dłużej pracowali w sieradzkiem, zrobił z nim wywiad zatytułowany ,,Burza nad raportem''. Jak się łatwo domyślić, publikacja traktowała o raporcie z weryfikacji Wojskowych Służb Specjalnych. Prof.Backer mówi trzeźwo; ,,Brytyjskie służby specjalne do tej pory nie ujawniły swoich tajnych współpracowników z okresu międzywojennego, chociaż nawet ich synowie już nie żyją.'' I dodaje: ,,Nikt, kto jest przy zdrowych zmysłach, nie zechce współpracować z polskimi służbami, bo będzie się bał, że za jakiś czas zostanie opluty, i to przez własne państwo.''

Wcale się nie dziwię, że Roman Backer został profesorem, i to takim, który trzeźwo, choć pod wiatr historii, komentuje rzeczywistość. Z wojska, czyli z Centrum Szkolenia Oficerów Politycznych w Łodzi (druga połowa 1979 roku, czyli jeszcze dyktatury klasy robotniczej i Gierka) zapamiętałem dzisiejszego profesora jako niezwykle spokojnego i statecznego młodzieńca, który w każdej niemal sytuacji potrafił czytać książki, nawet na poligonie Brus! A trzeba przyznać, że biblioteka w Centrum była, jak na taką instytucję wojskowo-polityczną, znakomita. Można było poczytać tam nawet paryską ,,Kulturę'', ale za specjalną adnotacją, co było nieco podejrzane, gdyż pismo hrabiego Giedroycia zaliczano do prohibitów. Z Romkiem Backerem byłem w jednej kompanii, ale najczęściej spotykałem go właśnie w bibliotece. Mniemam, że przychodziliśmy tam z nieco różnych przyczyn. On tylko i wyłącznie dla księgozbioru (no i proszę, został profesorem). Ja dla pewnej fertycznej blondynki-bibliotekarki, która, niestety, miała narzeczonego oraz dla niemal pełnej palety tytułów ówczesnej prasy. Był też jeszcze jeden istotny powód; zawsze to lepiej wyglądało, kiedy szukano podchorążego X, a ten był nie w kantynie, nie przed telewizorem, ale w bibliotece. Przede wszystkim jednak było tam przyjemnie, cicho (nikt nie wydawał rozkazów) i przytulnie, niemal jak w domu. Dlatego podczas półrocznego pobytu w Centrum, kiedy tylko mogłem, przesiadywałem w bibliotece, niemal prawie tak często, jak na osiedlu studenckim ,,Lumumbowo'', gdzie jeszcze półtora roku wcześniej mieszkałem.

Zadomowiłem się tam do tego stopnia, że koledzy szukali mnie zazwyczaj w bibliotece, oczywiście wtedy, kiedy wiedzieli, że nie jestem na ,,lewiźnie'' (tak nazywało się w slangu wojskowym samowolne oddalenie się z jednostki lub innego miejsca zakwaterowania) w akademiku. Doceniła to kierowniczka książnicy, starsza pani bibliotekarka. Kiedy kończyliśmy Szkołę Oficerów Rezerwy w Centrum, ta zacna kobieta poprosiła mnie o wpis do księgi pamiątkowej biblioteki, dla szczególnie wiernych czytelników. O taki wpis poprosiła również Romka Backera, więc mogę być dumny, ale teraz z zupełnie innych przyczyn.

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

Z krainy dowcipu

terkamichal24
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u