Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Aktualności Holandia pachnąca trawą i tolerancją

Holandia pachnąca trawą i tolerancją

LEKKOSCBYTUBoleśnie odczuwam od czasu do czasu, że ukąszenia much są tutaj równie przykre, jak w Polsce. I taka cisza. Jakby niemal wszyscy wyjechali na urlopy. A może wyjechali…? Nie, są w pracy. To sierpniowe popołudnie w Megen niedaleko Oss w Holandii, gdzie wypoczywałem dzięki dobrym ludziom, miłości i własnemu szczęściu.

A ja, cóż, pije trzecie piwo, pojadam co chwila różne smakołyki i myślę o tym, na czym polega wyższość rozwiniętego kapitalizmu nad czarnym nadal kapitalizmem polskim, z krzyżami przy wyboistej drodze. Z tego myślenia wynika jedno: nie dogonimy Holendrów. Przynajmniej przez najbliższe 50 lat. Mają nad nami wiele przewag, których sami dostarczaliśmy i nadal dostarczamy, na przykład w postaci półdarmowej siły roboczej. Już pierwszego dnia pobytu tutaj zweryfikowałem powiedzenie o holenderskich kobietach i krowach, o czym opowiadał mi niegdyś mój redakcyjny kolega, dziennikarz rodem Chociwia Łaskiego, Sławek Orlicki, który miał przyjemność oglądać Holandię w latach 70. ubiegłego wieku. Pomyślałem o tym w sklepie sieci Yumbo, gdzie jedna z pierwszych spotkanych kobiet była przystojną, ładną blondynką, bynajmniej nie podobną do holenderskiej krowy. Pomyślałem – Polka, ale kiedy zagadnęła do kasjerki czystym niderlandzkim, zmieniłem zdanie o Holenderkach. Przynajmniej niektórych. A krowy, owszem, widziałem; ładne, zadbane. Wnukowi rolnika spod Widawy przyjemnie było patrzeć na stado takich zwierząt. Zapach! Po upewnieniu się, że w Megen i okolicach Holendrzy hodują krowy, skojarzyłem zapach. Takie skrzyżowanie zapachu krowiego łajna z mlekiem. Zapach wsi, gdzie żyją te zwierzęta. Akurat lubię, więc dla mnie przyjemny.

Ze zwierzętami miałem kontakt podczas zwiedzania niezwykłego Burges ZOO w Arnhem. A było co: 45 hektarów, w tym część pod dachem, osiem milionów litrów wody w oceanarium, no i setki gatunków zwierząt! Nie lubię ogrodów zoologicznych, gdzie biedne zwierzęta wystawione są bezbronnie na ludzką ciekawość. Ale tam czułem się całkiem dobrze, bo to i namiastka dżungli była, i pustyni ze skałami, i głębin oceanu z pływającymi nad głową płaszczkami i rekinami! A do tego wszelkiej maści dziwolągi człowiecze, więc czasem częściej dyskretnie zerkałem na to ludzkie stadło, niż na naszych współbraci za szybą lub rowem z wodą. Ponad 1,5 miliona ludzi ogląda corocznie te atrakcje. Za 22 euro od zwiedzającego, co stawia ten ogród z 96-letnią tradycja wysoko także pod względem ekonomicznym.

To, że Holendrzy mają głowy do interesów, widziałem też na bazarze w Oss, gdzie mnogość serów, mięs, warzyw i owoców. Ceny? Umiarkowane, ale dla zarabiających w euro. Dla średniaka z obszaru złotówki bynajmniej… Przypomniała mi się wtedy rada Piotra Cajdlera, który powtarzał mi w Anglii co i raz: - Nie myśl w złotówkach. Tutaj ludzie dobrze zarabiają! Właśnie, widziałem to na plaży w Hadze, gdzie nad Atlantykiem korzystali ze słońca i dość ciepłej wody ludzie o różnym kolorze skóry, przeróżnie ubrani i rozebrani, a niderlandzki mieszał się z arabskim, rosyjskim, polskim, angielskim, francuskim i niemieckim. Kiedy tak u nas będzie w Juracie czy w Krynicy? Pomyślałem sobie beztrosko i od razu zobaczłem oczami wyobraźni wygolonych ,,patriotów’’, ubranych na czarno, z rękami uniesionymi w pozdrowieniu... Pewnie jeszcze długo.

Swego rodzaju kwintesencją pobytu w lepszym świecie; w kraju tolerancji, marihuany (paliłem zdziebko, bo wolno!), gospodarczego i politycznego ładu, gdzie ludzie uśmiechają się do siebie, a kościoły są puste lub pustawe, była kolacja z moimi dobrodziejami. Niezwykła, bo w chińskiej restauracji York Van Herpen w Herpen. Dalekowschodnia uprzejmość połączona jest tam z możliwością stworzenia sobie potrawy według własnego smaku. Wybiera się więc produkty; mięsa, ryby, warzywa, ryż, makaron, etc., po czym daje się to wszystko kucharzowi, który najpierw gotuje wszystko w wywarze, a potem smaży w woku. No i niebo w gębie. Choć nie zawsze. Do wielu smaków, zwłaszcza owoców morza, musiałem się przywyczaić. A najbardziej smkowała mi... baranina, niezwykle delikatna, jak jagnie. Żal było odjeżdżać. I od Chińczyków, i z kraju trawy, mleka, tolerancji i wszelkiego porządku, który powinien nam dawać do myślenia; dlaczego nasz peleton jedzie wolniej?

Połajania i uwagi przyjmuję: CLOAKING

LEK.

Megen, sierpień 2017 r.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u