Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Aktualności Dzień Dziecka sprzed ponad pół wieku

Dzień Dziecka sprzed ponad pół wieku

sieradzkie_peerelki2Świat mojego dzieciństwa dawno umarł, choć mocno tkwi w mojej pamięci, bo przecież były to najpiękniejsze lata mojego życia. Przywoływane beztroską, miłością rodziców, dziadków i babć, których już nie ma. Ale jest Dzień Dziecka. Święto tak ważne, że kiedyś nie wyobrażałem sobie bez niego życia...

Trzeba przyznać, że realny socjalizm siermiężnego PRL-u też przywiązywał wagę do tego święta. Z prostej przyczyny; było ono świeckie i pewnym stopniu mogło przekonać małego obywatela, że socjalizm jest najlepszym ustrojem na świecie (dziś na swój sposób przekonuje do tego PiS rozdając moje podatki). A gdzieś tam w USA to gnębią Murzynów, mają biedę i te obrzydliwe kartele, syndykaty i trusty... O czym my, dzieci, wiedziałyśmy, że muszą to być straszne potwory pożerające dzieciaki na surowo.
Czekałem na to święto bardzo. Także dlatego, że 1 czerwca zazwyczaj było już ciepło lub bardzo ciepło. No i w naszej szkole, a była to SP we Włyniu, nie było tego dnia lekcji. Była za to zawody sportowe, turnieje wiedzy (!), wyświetlano nam filmy, w tym obowiązkowo jeden fabularny, były słodycze, bułka z kiełbasą lub słodka bułka, kawa, herbata, a czasem nawet kakao. Wszystko to fundował komitet rodzicielski, który pieniądza na takie prezenty zbierał wśród rodziców, organizował zabawy taneczne, a dochód z nich przeznaczany był właśnie na Dzień Dziecka, wycieczki i zabawę noworoczną, tak zwaną choinkę.
Mieliśmy też wyjazdowe święta dziecka. Niedaleko wyjeżdżaliśmy wozami ciągnionymi przez konie. Pewnego razu, był to roku 1964 lub 1965 wyjechaliśmy do Szkoły Podstawowej w Kamionaczu, gdzie świętowaliśmy właśnie z tamtejszymi dziećmi. Inne miejsce wyjazdów, a było ich, jak pamiętam, kilka, to leśniczówka w Kamionaczu. Piękne miejsce w lesie. Tam nie było filmów, za to działo się więcej w sferze zabaw rekreacyjnych i zawodów sportowych, wśród których dominowała gra w dwa ognie i biegi przełajowe po lesie. W jednym i w drugim sporcie byłem postacią dominującą, oczywiście w swojej grupie wiekowej. Najbardziej jednak zapamiętałem Dzień Dziecka z roku 1970. Byłem wtedy uczniem ósmej klasy. Większość uczniów naszej szkoły pojechała wtedy na wycieczkę. Nie pamiętam dokąd. Pamiętam jednak końcówkę powrotu z wycieczki. W autokarze marki Jelcz było już prawie ciemno. Zauważyłem, że obok Bożenki z siódmej klasy, która miała chyba największe piersi w naszej szkole, jest wolne miejsce. Przysiadłem się do niej, a właściwie od razu przytuliłem. Dziewczyna przykryta była długim, rozpinanym swetrem. Moje sprytne dłonie niemal natychmiast znalazły się na jej piersiach. I zaczęły je pieścić... Bożenka zaczęła dziwnie dyszeć i stękać. Przez chwilę myślałem, że jest chora. A ona była po prostu bardzo chętna na pieszczoty. I wcale się nie broniła. Tak to mnie rozzuchwaliło, że po kilku minutach ugniatania piersi moje paskudnie bezczelne łapki znalazły się w jej desusach. Stękanie i dyszenie Bożenki wzmogło się do tego stopnia, że inne dzieci zaczęły na nas zwracać uwagę, choć udawaliśmy, że śpimy... Nie spaliśmy, bo było tak cudownie, że myślałem, że to piękny sen... Bożenka była mokra, cała mokra...
A ja do tej pory wspominam ten wieczór, który sprawił, że 1 czerwca 1970 roku był najpiękniejszym Dniem Dziecka w moim życiu.

Połajania i uwagi przyjmuję: CLOAKING

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u