Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony BYNAJMNIEJ NIE ŚWIĘTE SZALBIERSTWO, CZYLI TELEWIZYJNA MISTYFIKACJA

BYNAJMNIEJ NIE ŚWIĘTE SZALBIERSTWO, CZYLI TELEWIZYJNA MISTYFIKACJA

sieradzkie_peerelki2W PRL-u z największym mirem, a jednocześnie – bywało, że z pogardą - traktowano dziennikarzy Telewizji Polskiej. Wiem o tym niemal z własnego doświadczenia. Chociaż byłem w tym czasie dziennikarzem prasowym, wielokrotnie uczestniczyłem w realizacjach ekipy TVP Łódź na terenie woj. sieradzkiego. Zwłaszcza za czasów, kiedy korespondentem TVP w naszym województwie był Jarosław Olszewski, a kilkanaście lat później - doradca wicemarszałka Sejmu RP i szefa SLD, Wojciecha Olejniczka.

 

Nie wiem do końca, czemu tak się działo, ale za PRL-u telewizja była wręcz symbolem władzy. Głównie dlatego, że to władza decydowała o niemal wszystkim, co pokazywano w telewizji. A ludzie? Cóż są próżni, łasi na pochlebstwa, więc niemal każdy chciał być pokazany w tivi. Oczywiście, w kontekście jak najlepszym. Stąd brał się niesamowity mir ekipy TVP, zwłaszcza wśród naczelników gmin oraz dyrektorów, kierowników i prezesów przedsiębiorstw i spółdzielni, które wtedy były wszystkie jednakowo socjalistyczne i w zasadzie w każdym można było znaleźć jakiś smród. Kierujący nimi ludzie bali się dziennikarzy, a jednocześnie chcieli, aby ich pokazać pozytywnie. Stąd brał się powszechny wówczas zwyczaj ugaszczania ekipy i pojenia jej wódką. Niestety, wielokrotnie byłem tego świadkiem uczestniczącym.

Największy ,,podziw alkoholowy’’ wzbudziła we mnie ekipa TVP w roku bodaj 1985, w lipcu, kiedy zaczęły się żniwa w PGR w Rychłocicach. Przyjechaliśmy tam robić trzy tematy; żniwa w PGR i w gospodarstwach indywidualnych oraz pobyt bułgarskiej młodzieży w tymże PGR. Było tuż po południu, kiedy ja zająłem się Bułgarami, a ekipa TVP żniwami w PGR. Kolegów nie było z godzinę, a kiedy wrócili, dziwnie wyglądali; czerwoni byli, spoceni, jacyś niemrawi. Okazało się, że po nakręceniu materiały na polu, dyrektor PGR w Rychłocicach, słynny ,,Dziadek'' Jabłoński zaprosił ich do samochodu dostawczego ,,Żuk’’, tak zwanego blaszaka, gdzie pod ciepłą wodę mineralną i papierosy wypili w sześciu dwa litry wódki. Nie byłoby w tym nic niecodziennego, gdyby nie to, że na dworze było w słońcu ze trzydzieści stopni, no i rzecz działa się w nagrzanym blaszaku… Ekipie nic się nie stało, chłopaki dalej dzielnie pracowali. O tym, że picie w pracy szkodzi, ekipy TVP, z którymi miałem przyjemność współpracować w czasach PRL, przekonywały się niezwykle rzadko. Dlaczego? Ano, chłopaki mieli trening i potrafili pracować nawet na dużym dopingu. Jednak raz, jedyny raz uratowałem kolegów z TVP od potężnej wpadki spowodowanej alkoholem.

Tuż przed pierwszym maja 1986 r. w Sieradzkiem odbywały się spotkania posłów z młodzieżą. Pojechałem na takie spotkanie do studium pedagogicznego w Wieluniu. Od Jarka Olszewskiego wiedziałem, że ekipa TVP też na takie spotkanie się wybiera. Byłem zdumiony, kiedy spotkanie w studium się skończyło, a ekipa nie przyjechała. Cóż, pomyślałem, przyjadą na następne, w Zespole Szkół Zawodowych nr 2 w Wieluniu. I dałem się zaprosić dyrektorowi studium na akademię pierwszomajową. Kiedy tak zasłuchany podziwiałem z pierwszego rzędu urodę słuchaczek studium, ktoś trącił mnie z tyłu w ramię. – Dobrze, że jesteś – usłyszałem nieco chrapliwy głos Jarka. – Złapaliśmy ,,gume’’, no i ku…, spóźniliśmy się na to spotkanie. Ale, ale podobno jest jeszcze jedno w innej szkole, w której? Ja na to, że w ZSZ nr 2, i że już dawno się zaczęło. Jarek pobladł, a mój węch mówił, że to bynajmniej nie ,,guma’’ była przyczyną spóźnienia. Ktoś ekipę już ugościł, i to od rana! – Dawaj szybko, jedź z nami i pokaż nam, gdzie to jest – błagał Olszewski.

Pojechaliśmy do ZSP nr 2. Niemal biegiem znaleźliśmy klasę, gdzie młodzież miała spotkanie z posłanką Danutą Juzalą, wielkiej zacności kobietą. Kiedy dobiegaliśmy do drzwi, te otworzyły się i wypadła z nich zadowolona młodzież. Spotkanie właśnie się skończyło! Przerażenie ekipy było ogromne. Sini ze strachu nie wiedzieli co robić, a wytrzeźwieli w mgnieniu oka. Jedynym, który zachował zimną krew byłem ja, bo przecież potworny stres nie mnie dotyczył. Ja już materiał zebrałem, więc z całym spokojem mogłem rozmawiać z wychowawczynią klasy, aby spotkanie zakończone choć na kilka minut… powtórzyć. Nauczycielka zgodziła się, bo też chciała się zobaczyć w tivi, ale trzeba było jeszcze zgody pani poseł. Ponieważ znałem panią Danutę, a ona, sądzę, mnie lubiła, więc dogadaliśmy się szybko; powtórzymy kwadrans spotkania, a ekipa nakręci sobie co chce. I stał się cud, bo czego nie robiło się wówczas dla telewizji. Spotkanie było ciekawsze niż to ,,prawdziwe''. Młodzież zadawała trudne pytania (np. co dalej z ,,Solidarnością’’?), pani poseł odpowiadała, ekipa wytrzeźwiała zupełnie z radości. Materiał miała świetny! Koledzy z TVP dziękowali mi, że ho, ho. A ja do tej pory żyję w przekonaniu, że telewizja bywa jedną wielką mistyfikacją. Trzeba tylko dobrze ją robić. Tak, żeby wyglądała na prawdziwe życie.

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

Z krainy dowcipu

terkamichal24
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u