Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony TOAST CZĘŚCIOWO DYPLOMATYCZNY

TOAST CZĘŚCIOWO DYPLOMATYCZNY

sieradzkie_peerelki2Za czasów słusznie minionych wiele dziennikarskich obsług, czyli wydarzeń typu uroczystości państwowe, jubileusze, tak zwane otwarcia, czy niektóre narady, kończyło się ,,korytem’’. W slangu starych dziennikarzy nadal tak nazwa się najmilsza część wspomnianych obsług, czyli poczęstunek.

 

Niestety, wielokrotnie byłem pozbawiony radości ,,koryta’’, bowiem jako reporter gazet codziennych (byłem nim przez ponad trzynaście lat) zazwyczaj musiałem biec do dalekopisu, faksu, czy komputera, aby jak najszybciej nadać tekst, na który czekano w redakcji. Ba, bywało, że już po półgodzinnym przekroczeniu umówionego czasu nadania testu, dziennikarza poszukiwano telefonicznie, aby go zdyscyplinować. W takiej sytuacji zazwyczaj nie mogłem ani pojeść, ani popić, choć zazwyczaj zapraszano serdecznie, a umknięcie uważano czasem za gruby nietakt. Zazdrościłem więc wtedy dziennikarzom z tygodników, którzy nie musieli śpiesznie odrywać się od ,,koryta’’. Wiadomo, że bytność na bankietach wymagała od dziennikarza nie tylko sprawnej wątroby, ale i umysłu, czyli – często - sztuki wygłaszania toastów. Nie wiedzieć czemu, po kilku latach bywania na różnych mniej lub bardziej oficjalnych przyjęciach zaczęto mnie uważać za swego rodzaju mistrza toastów, zwłaszcza rymowanych. Dalsi i bliżsi znajomi wiedzą, że to ja jestem autorem tak frywolnych powiedzonek jak: ,,Zdrowie Arkadiusza, mistrza damskiego podbrzusza’’, ,,Nie da ci ojciec, nie da ci kaczka tego, co może dać ci łechtaczka’’, czy ,,Za pomyślność Andrzeja warg dziewczęcych dobrodzieja...’’.

Każdy z tych toastów ma swoją historię. Ma ją i ten, który zmuszony byłem wygłosić w ostatkowy wieczór 1983 roku. Do Sieradza przyjechał wówczas konsul Związku Radzieckiego w Poznaniu, Głuszkow (niestety, nie pamiętam imienia tego dygnitarza). Nie byłoby to wielce dokuczliwe dla mnie, wówczas reportera tygodnika ,,Nad Wartą’’, gdyby nie to, że późnym popołudniem towarzysz Głuszkow miał się spotkać w LO w Poddębicach ,,z aktywem młodzieżowym Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej’’. Redaktor naczelny, Wiesław Wrzesiński (od wznoszonego często toastu zwany ,,Cykuchną’’) powiedział: - Niestety, musi tam pan jechać! No i pojechałem, choć byłem wówczas w trakcie przeprowadzki, bardzo potrzebny żonie w mieszkaniu przy ul. Łokietka 23. Ponieważ nie posiadałem samochodu, do służbowej ,,Wołgi’’ zabrał mnie ówczesny sekretarz KW PZPR w Sieradzu do spraw propagandy, tow. Czesław Tomczyk, przyzwoity człowiek, ale też bardzo trunkowy. Spotkania z młodzieżą nie pamiętam, bo była to nudna aż do bólu sztampa stanu wojennego. Zapamiętałem za to dość dobrze to, co działo się później, bo długo, bardzo długo nie mogłem wrócić do domu. A to dlatego, że towarzysze z Poddębic, na czele z ówczesnym I sekretarzem Komitetu Miejsko-Gminnego, Malinowskim (też nie pamiętam imienia), postanowili podjąć konsula kolacją. Uczynili to w lokalu gastronomicznym w Ośrodku Sportu i Rekreacji. Jadło było smaczne i obfite, konsul rzekomo się śpieszył, co sprawiało, że pito wódeczkę nader często. Pijący wygłaszali przy tym długie toasty, najczęściej o dozgonnej i niekończącej się przyjaźni PRL ze ZSRR. Mimo, że tow. Tomczyk kilkakrotnie obiecywał mi, że niedługo pojedziemy, w miarę upijania się, wygłaszał coraz dłuższe, nawet kilkuminutowe toasty. Po jakimś czasie nikt nie wiedział, czy konsul pije z literatki wodę, czy wódkę? To samo dotyczyło jego kierowcy-ochroniarza, Iwana, który miał prawie dwa metry i ważył ze sto sześćdziesiąt kilogramów. Natomiast nasi towarzysze byli coraz bardziej pijani, no i toastowali na całego.

Kiedy kolejka toastów już ze cztery razy obiegła stół, ktoś przypomniał sobie że jeszcze redaktor nic nie wzniósł. Fakt, nie wznosiłem, bo – trudno uwierzyć – nie piłem! Cały czas myślałem bowiem, jak przyśpieszyć wyjazd, bo żona przecież czekała bardziej niecierpliwie w trakcie przeprowadzki. Do picia raczej nie trzeba mnie namawiać, ale wtedy – byłem zmuszony. No i jeszcze toast; nagle wstań i wymyśl, choć najchętniej chciałoby się powiedzieć: Towarzysze, do domu! Ale to niepolitycznie przecież. Długo stałem z kieliszkiem w dłoni. Aż czerwony na twarzy tow. Tomczyk pobladł myśląc, że coś palnę zupełnie niedyplomatycznie. Ja natomiast powiedziałem: Wszyscy mówili tak pięknie, ale czasem za długo, więc ja powiem krótko – Jebut za wschód! Cisza zrobiła się grobowa. Dopiero kiedy konsul ryknął śmiechem, towarzysze zaczęli bić brawo.

Konsul gratulował toastu, ba polecił nawet Iwanowi zapisać moje nazwisko i telefon. Obiecał też, że gdybym zechciał jechać do ZSRR, to on pomoże, aby było to dobre miejsce. Nie skorzystałem, ale wspomniany toast nadal wznoszę, bo zdrowy Wschód potrzebny jest nam teraz chyba bardziej niż za czasów konsula Głuszkowa.

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u