Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony MADE IN, CZYLI MOJE I NIE MOJE POWIEDZONKA

MADE IN, CZYLI MOJE I NIE MOJE POWIEDZONKA

sieradzkie_peerelki2"Kłaniam się nisko po same pasisko'', to - jak określam - wersja soft powitania, którego nauczył mnie jeden z moich przyjaciół, Arkadiusz ze Szczecina. Posługuję się tym powiedzonkiem od dawna. Ba, jest ono bardzo przydatne do tworzenia przaśnej atmosfery już na początku rozmowy. Kilku moich kolegów o imieniu Andrzej podejmuję słowami: ,,Witam Andrzeja, kobiet dobrodzieja''. To tchnie optymizmem, wprowadzając najczęściej dobry nastrój. Gorzej jest natomiast z powitaniami Janusza, Mariusza, czy Arkadiusza: ,,Witam Arkadiusza, mistrza damskiego podbrzusza!'' Tak mogę witać tylko dobrych znajomych lub tych z niewątpliwym poczuciem humoru i raczej nie w towarzystwie żony.

 

Już wiele lat temu, kiedy byłem bardzo zbliżony do Zakładów Spirytusowych ,,Polmos'' w Sieradzu, bynajmniej nie tylko poprzez bardzo smaczne produkty tej firmy, wymyśliłem powiedzonko, które stosuję do tej pory. Oczywiście, byłem zbliżony przez kolegów, którzy tam pracowali, i których to kolegów chętnie odwiedzałem. Nie myślcie sobie, Drodzy Czytelnicy, że tylko dla smacznych produktów... ,,Polmos'' wypuszczał wtedy na rynek sporo nowości, więc nic dziwnego, że kiedyś tak mi się powiedziało: ,,Kosztujmy dary losu z sieradzkiego ,,Polmosu''. Na targach ,,Polagra'' w Poznaniu, a ściślej na bankiecie po targowych trudach, kiedy nasze ś.p. ZPS ,,Polmos'' podejmowały gości z kilku zaprzyjaźnionych fabryk gorzałki, wzniosłem słynny toast: ,,Wódki dzielą się na dobre, bardzo dobre i te z sieradzkiego ,,Polmosu''. Ówczesny zarządca komisaryczny długo nagradzał mnie za ów toast smacznymi ,,suvenirami''. Przez dwa powiedzonka miałem kłopoty. I to bynajmniej nie dlatego, że działo się to w połowie lat 80.

Z racji kilkudziesięciu dni niewykorzystanego urlopu musiałem tenże urlop wziąć, nie ważne, czy chciałem, czy nie. Był początek marca, pogoda paskudna, w domu nudno, więc postanowiłem odwiedzić przyjaciół w Piotrkowie Trybunalskim. Urlopową wizytę, jak to później nazwano ,,do wód'', rozpocząłem od odwiedzin w tamtejszym Oddziale ,,Głosu Robotniczego'', którym kierował wówczas Andrzej Kobalczyk, dziś szacowny kustosz i dyrektor Skansenu Rzeki Pilicy, twórca tej niezwykłej placówki. W redakcji spotkaliśmy Paulina Płomińskiego, legendę piotrkowskiego dziennikarstwa (zginął tragicznie kilka lat temu), wówczas korespondenta TVP w Piotrkowie. I tak się zagadaliśmy..., że nie pomagały telefony małżonki Andrzeja, że kolacja już na stole. Po drodze z redakcji mieliśmy załatwić jeszcze jedną sprawę. Kiedy jej nie załatwiliśmy, było już dość późno. Andrzej, wielki miłośnik kawalerii i wszystkiego co z nią związane, nie mniejszy też wielbiciel żeglowania i szant, już wtedy sternik morski, lubił również pośpiewać. No i zebrało nam się na śpiewanie, na ulicach i po nocy. Mało tego, obok ówczesnego pawilonu ,,Rolnik'' postanowiliśmy przejść na skróty przez wielki klomb. Kiedy śpiewając i trzymając się za ramiona schodziliśmy z klombu, już na nas czekali. Sierżant Milicji Obywatelskiej był służbowo niegrzeczny, natomiast cywil, jak się potem okazało, aktywista Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, czyli ORMO-wiec, jazgotał co i raz coś jakby ,,na komende skurwy......, na komende!''. Oddaliśmy dowody osobiste do przeczytania, ale przedstawiciele władzy mieli trudności z czytaniem. Nie żeby nie umieli, nie, było ciemno, nawet pod latarnią ciężko było coś spisać z tych dokumentów tożsamości. Podaliśmy więc swoje personali, adresy etc. Grzecznie, ale ja ciągle dodawałem: - W Sieradzu nie do pomyślenia! Żeby spokojnych ludzi zaczepiać... - Właśnie - dodał Andrzej - a zeszłej nocy okradli tu pawilon, może lepiej jakby panowie popilnowali, a nie... W tym momencie zostaliśmy brutalnie ostrzeżeni, a sierżant już łapał za pałę. Na szczęście, nazwisko Andrzeja było na tyle znane w tym mieście, że po konsultacjach przez radiotelefon puścili nas.

Rankiem zadzwonił do Andrzeja ówczesny korespondent PAP w Piotrkowie, Marek Miziak, dziennikarz i rajdowiec, podobnie jak ja wywodzący się z Akademickiego Centrum Radiowego ,,Kiks'' w Łodzi. - Aleście narozrabiali, wniosek do kolegium przygotowany, grzywna po parę tysięcy dla każdego pewna! Sprawę może załatwić tylko brat Paulina, bo jest dzielnicowym na śródmieściu. To ,,załatwianie'' kosztowało nas litr ,,Wyborowej'', mnie - dodatkowy dzień pobytu ,,u wód''. A moi koledzy z Piotrkowa, bywa, że do dziś wyrażają zdziwienie słowami: ,,W Sieradzu nie do pomyślenia...''

Po użyciu po raz pierwszy powiedzonka, które za chwilę, musiałem uciekać i zamknąć się na klucz przed niezrozumieniem i agresją ze strony mojej koleżanki Krystyny Kościelniak-Orlickiej, która oczywisty komplement uznała za obelgę. Po przeczytaniu jednej z jej prześwietnych informacji, pisanych od czasu do czasu w sieradzkim oddziale ,,Głosu Robotniczego'', gdzie wraz ze mną pracowała w latach 1983-1987, uznałem, że godna jest pochwały. Oczywiście i Krystyna, i informacja. Długo szukałem słów, aż wreszcie wypaliłem: - Krysiu, jesteś jak Lokomotywownia w Karsznicach - Pozaklasowa! W chwilę później musiałem salwować się ucieczką, gdyż Krystyna nie mogła tak od razu dać się olśnić porównaniu. Przecież Pozaklasowa Lokomotywownia w Karsznicach, jeden z najważniejszych elementów wielkiego (kiedyś) węzła kolejowego, to była potęga! Co do tego jakoś koleżankę przekonałem. Ale, że przerastała o klasę inne lokomotywownie, jakoś już nie. Po prostu, Krystyna nie gustowała w kolejnictwie, choć osobiście znała naczelnika Fijołka,

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u