Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony NIEDYSKRETNY UROK ZAKŁADOWYCH WYCIECZEK

NIEDYSKRETNY UROK ZAKŁADOWYCH WYCIECZEK

sieradzkie_peerelki2Ech, łza się w oku kręci na wspomnienie zakładowych wycieczek z czasów PRL-u. Nie dość, że kosztowały one uczestników niewiele, bo zakład fundował (nie pamiętano, że najpierw trzeba było na tę rozrywkę zapracować), to jakież przynosiły emocje, jakież wspomnienia, a jakie fantastyczne kace... Bo cóż będziemy się oszukiwać, urok tych wycieczek polegał głównie na intensywnym życiu towarzyskim, co sprowadzało się do balang i spożywania alkoholu.

 

Pamiętam, że w marcu 1983 roku skorzystałem jako reporter tygodnika ,,Nad Wartą'' z wycieczki kibiców z ,,Siry'' na mecz pucharowy Widzewa z Liverpoolem. Przed wyjazdem kierownik wycieczki ogłosił w autokarze: - Panowie, ale pijemy dopiero za drugim mostem, a najlepiej jeszcze później. Niestety, nie wszyscy usłyszeli numer mostu i pili już po przejechaniu tego pierwszego, na Żeglinie. Skutki były opłakane, bo niektórzy nie mogli wyjść z autokaru po przyjeździe do Łodzi. Ale, wesoło było... Straszny horror przeżył jeden z moich kolegów dziennikarzy podczas wycieczki na grzyby w lasy w okolicach Burzenina. Korzystając z miłej atmosfery wycieczki postanowił wypić ,,brudzia'' z starszym kolegą. Był, oczywiście zaopatrzony w alkohol, ale co to jest flaszka na dwóch? Pachnie malizną... Starszy kolega był jednak przygotowany, czyli też miał pół litra. Pijąc panowie przemieszczali się po lesie, bo przecież formalnie byli na grzybach i chcieli zachować pozory, że ich szukają. Wypity alkohol sprzyjał dyskusji, czas płynął i panowie ani się obejrzeli, kiedy mocno oddalili się od pozostałych grzybiarzy. Stwierdzili też z przerażeniem, że nie wiedzą, gdzie się znajdują i jak dojść do autokaru. Skończyło się na kilkugodzinnych poszukiwaniach zaginionych i znacznym opóźnieniu odjazdu wycieczki, która pojechała do Łodzi dopiero wieczorem.

Najbardziej poruszającą opowieść wycieczkową usłyszałem od pewnego kierowcy PKS w Wieluniu. Pod koniec lat 70. wiózł on wycieczkę pań Koła Gospodyń Wiejskich z jednej podwieluńskich wsi. Grupa składała się z trzydziestu kilku kobiet. Kierowca ze zdziwieniem kręcił głową, kiedy zobaczył, że panie ładują do autokaru trzy skrzynki wódki i sporo zagrychy. Nic to - pomyślał - przecież to trzydniowa wycieczka. Trochę się zdziwił, kiedy dzielne gospodynie zaczęły popijać tuż po wyjeździe, a pierwszy postój w lesie zarządziły po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów. Pań nie zmogły też nieprzerwane śpiewy. Kierowca przestraszył się nie na żarty podczas drugiego postoju w lesie, kiedy gospodynie poważnie naruszyły zapasy z drugiej już skrzynki z gorzałką. Rozpoczęły też dzikie tańce, bo jedna z pań grała na akordeonie. Oczywiście, pan kierowca bez przerwy proszony był do tańca bez prawa odmowy. Chłopisko przeraziło się dopiero wtedy, kiedy co bardziej rozochocone panie zaczęły go rozbierać i ciągnąć w krzaki. - No i co pan wtedy zrobił? - zapytałem kierowcę z zaciekawieniem. - Panie, uciekłem w las, odczekałem godzinę aż im przejdzie chuć, no i pojechaliśmy dalej. Ale przyrzekłem sobie, że z samymi babami już więcej na wycieczkę nie pojadę.

Natomiast ja, chętnie, choć wspominać tych wycieczek nie mogę, bo moja żona czyta te felietony...

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u