Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony Woodstock okiem anty-festivalowiczki

Woodstock okiem anty-festivalowiczki

100porsiebieW przeddzień mojego wyjazdu na Festival Woodstock, dokładnie we wtorek 29 lipca cały piękny i słoneczny dzień spędziłam w łóżku, z grobową i nadąsaną miną. Cały czas byłam między młotem a kowadłem zadając sobie w kółko pytania: jechać, czy nie jechać..., jechać czy nie jechać...

 

Leżałam, pusto gapiąc się raz w sufit, raz w ścianę. A do mojego ucha docierały tylko zapytania mojego chłopaka: „no jedziesz, czy nie?” „zdecyduj się, daj odpowiedź”, „no Anka, jedź, będzie fajnie, zobaczysz”. Przez moją głowę przemykały tylko myśli tego, co będę mogła zastać tam na miejscu. Woodstock był czymś, co kompletnie mnie nie kręciło, nie wprawiało w euforię na samą myśl. Festiwal ten kojarzył mi się natomiast z brudem, kurzem, potem, niezorganizowaniem, tłumem i przepychankami. Wiem, że część z moich znajomych pewnie sprzedałaby ostatnią parę butów żeby się tam znaleźć, a ja miałam to na pstryknięcie palca i się wahałam. Aż w końcu po całym dniu rozmyślań i wewnętrznej walki ze sobą powiedziałam: jadę. Moją decyzję tłumaczyłam sobie myślą „lepiej żałować, że się czegoś spróbowało, niż żałować tego, że nawet nie próbowało się tego zrobić”.

Plan podróży zakładał wyjazd do Kostrzyna nad Odrą o 8 rano. Rezolutnie nastawiłam budzik na 7, lecz koniec końcem wstanie z łóżka przeciągnęło się o dobrą godzinę i ostatecznie wyruszyliśmy po 10. Dzień był piękny i gorący, całe szczęście, że w samochodzie była klimatyzacja, bo inaczej wszyscy byśmy się ugotowali! Po siedmiu godzinach jazdy byliśmy na miejscu. Wysiadłam, rozprostowałam kości i zaczęliśmy rozkładać namioty. Poszło dość szybko i sprawnie. Festiwal Woodstockowy to był mój „dziewiczy rejs” zabawnie to nazywając, bo miałam tam okazję jechać dopiero pierwszy raz. Byłam nowicjuszką wśród znajomych. Po rozłożeniu namiotów poszliśmy się przejść. Wielkie sceny, światła, dźwięki dochodzące z prób jakiś zespołów, mnóstwo ludzi... dziwiłam się sama sobie, ale zaczęło mi się podobać. Ten dzień minął szybko, zmęczeni zasnęliśmy, by od rana powitać nowy dzień. Wstaliśmy chyba dość wcześnie, choć nie pamiętam, o której. To był czwartek, pierwszy dzień festiwalu. Rozpoczęcie było zaplanowane na 15, ale byliśmy tak pochłonięci robieniem naszej flagi, że się spóźniliśmy. No cóż, bywa. Później były koncerty, mnóstwo koncertów, cudownych koncertów.

Mogłabym tutaj napisać szczegółowo o każdym dniu, ale tak naprawdę chcę to wszystko podsumować. Nie chciałam kompletnie jechać na Festiwal Woodstock. I wiem, że gdybym nie pojechała, żałowałabym tego. To były świetnie spędzone dni i świetnie spędzony czas. Były cudowne koncerty, dające masę pozytywnej energii i endorfin, były spotkania na ASP z ciekawymi osobistościami. Jestem pełna podziwu, że Woodstock jest tak świetnie zorganizowanym festiwalem. Ludzi jest tam naprawdę mnóstwo, ale wszyscy są szczęśliwi, radośni, uśmiechnięci od ucha do ucha, pokojowo nastawieni. Nie ma bójek, nie ma przemocy. Jest „pokój, miłość i muzyka”. Tam jest po prostu pięknie. Jedyne, do czego mogę się przyczepić to może trochę warunki sanitarne..., ale dla chcącego nic trudnego, można sobie poradzić i przetrwać!

Przystanek Woodstock będę wspominać przez cały rok, a już teraz planuję wyjazd na kolejny, XXl przystanek. Tymczasem leczę się z depresji po koncertowej i staram się wrócić do rzeczywistości...

Św. Anna

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

Z krainy dowcipu

terkamichal24
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u