Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony Wakacyjny plagiat, czyli honorarium zwracam

Wakacyjny plagiat, czyli honorarium zwracam

warszawaW przeddzień mojego wyjazdu na stolicy, dokładnie we wtorek 12 sierpnia cały piękny i słoneczny dzień spędziłem w łóżku, z grobową i nadąsaną miną. Niestety – sam. Cały czas byłem między młotem a kowadłem, zadając sobie w kółko pytanie: jechać, czy nie jechać..., jechać czy nie jechać... w końcu to Warszawa.


Leżałem, pusto gapiąc się raz w sufit, raz na ścianę. Do mojego ucha docierały tylko zapytania mojej dziewczyny Anny słyszane z drugiego pokoju: „no jedziesz, czy nie?” „zdecyduj się, daj odpowiedź”, „no, Kalasanty, jedź, będzie fajnie, zobaczysz”. Przez moją głowę przemykały tylko myśli tego, co będę mógł zastać tam na miejscu. Warszawa była czymś, co kompletnie mnie nie kręciło, nie wprawiało w euforię na samą myśl. Stolica kojarzyła mi się natomiast z brudem, kurzem, potem, smrodem, niezorganizowaniem, tłumem i przepychankami. Wiem, że część z moich znajomych pewnie sprzedałaby ostatnią parę butów żeby się tam znaleźć, a ja miałem buty na pstryknięcie palca i się wahałem jak wahadło. Aż w końcu po całym dniu rozmyślań i okropnej, wewnętrznej walki ze sobą powiedziałem: jadę! Moją decyzję tłumaczyłem sobie myślą „lepiej żałować, że się czegoś spróbowało, niż żałować tego, że nawet nie próbowało się tego zrobić”. Moi koledzy do dzisiaj żałują.

Plan podróży zakładał wyjazd do Warszawy bladym świtem. Rezolutnie nastawiłem budzik na 5, lecz koniec końcem wstanie z łóżka przeciągnęło się o dobrą godzinę i ostatecznie wyruszyliśmy... po 12. Dzień był piękny, słoneczny i gorący, całe szczęście, że w samochodzie była klimatyzacja, bo inaczej byśmy się ugotowali jak kartofle! Po siedmiu godzinach jazdy byliśmy na miejscu. Wysiadłem, rozprostowałam kości i zaczęliśmy rozkładać plany i mapy. Poszło dość szybko i sprawnie. Wyjazd to był dla Anny jak „dziewiczy rejs” zabawnie to nazywając, bo miała tam okazję jechać dopiero pierwszy raz. Ja też byłem nowicjuszem wśród znajomych. Po zjedzeniu kanapek poszliśmy się przejść. Wielkie ulice, światła, dźwięki samochodów dochodzące zewsząd, tramwaje i autobusy, mnóstwo ludzi... Dziwiłem się sam sobie, ale zaczęło mi się nawet podobać.

Ten dzień minął szybko, zmęczeni zasnęliśmy (osobno oczywiście bo jestem teraz dopiero w drugiej klasie liceum), by od rana powitać nowy, piękny dzień. Wstaliśmy chyba dość wcześnie, choć nie pamiętam, o której (ach, ta pamięć). To była już środa, pierwszy prawdziwy dzień naszej podróży. Rozpoczęcie zwiedzania było zaplanowane na 10, ale byliśmy tak pochłonięci robieniem naszej flagi i kanapek, że się spóźniliśmy. No cóż, bywa. Później były koncerty, mnóstwo koncertów, cudownych koncertów, pięknych koncertów, koncertów fantastycznych. A najpiękniejszy to ten w łazience, sorry – w Łazienkach pod pomnikiem Mickiewicza.

Mógłbym tutaj napisać szczegółowo o każdym dniu, ale tak naprawdę chcę to wszystko podsumować. Nie chciałam kompletnie jechać do stolicy naszego pięknego kraju. I wiem, że gdybym nie pojechał, żałowałbym tego. To były świetnie spędzone dni i ciekawie spędzony czas. Były cudowne koncerty, dające masę pozytywnej energii i endorfin, były spotkania na ASP, w CBA, WSW, CBŚ, ABW z ciekawymi osobistościami. Żałowałem tylko, że nie spotkałem agenta Tomka, ale akurat miał briefing w Sejmie. Jestem pełen podziwu, że Warszawa jest tak świetnie zorganizowanym miastem. Ludzi jest tam naprawdę mnóstwo, ale wszyscy są szczęśliwi, radośni, uśmiechnięci od ucha do ucha, pokojowo nastawieni, sympatyczni i czyści. Nie ma bójek, gwałtów, nie ma przemocy. Jest „pokój, miłość i muzyka Chopina”. Tam jest po prostu pięknie. Jedyne, do czego mogę się przyczepić to może trochę warunki sanitarne..., ale dla chcącego nic trudnego, można sobie poradzić i przetrwać! Najbardziej baliśmy się jednak podsłuchów w McDonaldzie, ale Anna szybko wykryła pluskwę w kanapce z kotletem podłożonym przez FBI.

Warszawę będę wspominać przez cały rok, a już teraz planuję wyjazd kolejny. Tymczasem leczę się z depresji powyjazdowej i staram się wrócić do sieradzko-zduńskowolskiej rzeczywistości... . Nie wiem tylko czy pojadę z Anną ponieważ eskapada ta miała być dla niej wyjazdem dziewiczym, który tak się właśnie skończył.

Św. Kalasanty

PS. Proszę o pozytywne komentarze od znajomych.

Foto:Wikipedia

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u