Od dziecka słyszałem, że w życiu najważniejsza jest rodzina, ,,bo kiedy jej ni ma samotnyś jak pies.... Tak śpiewali o niej Jerzy Wasowski i Jeremi Przybora w Kabarecie Starszych Panów. Ale od rodziny najważniejszej, jeszcze ważniejsza jest rodzina na swoim. Przekonaliśmy się o tym kilka dni temu, gdy wylazło szydło z worka. Otóż rodzinny wyjazd do Hiszpanii zafundowali sobie i swoim żonom posłowie PiS-u. Oczywiście na koszt podatników.

Przy okazji dopuścili się oszustwa, bowiem zamiast samochodami – co deklarowali, polecieli do Madrytu jakimś badziewnym kukuruźnikiem. Mogli więc przytulić parę groszy, by zabrać swoje małżonki na słoneczny półwysep Pirenejski. Pewnie cała sprawa nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie fakt, że panie nawalone jak stodoły po zbiorach zrobiły w samolocie awanturę. Opisali to wstrętni żurnaliści, bo jak powszechnie wiadomo zawsze wszystkiemu winni są dziennikarze i cykliści. I takim oto sposobem posłowie PiS wcielili w życie hasło Platformy Obywatelskiej „Rodzina na swoim”. Hasło, które od zarania kultywuje PSL! Tyle wstępu. Wracam więc na nasze, sieradzkie podwórko. Wracam i oczom własnym nie wierzę. Stojąc pod słupem ogłoszeniowym z wypiekami na twarzy czytam nazwiska kandydatów do wszelkich samorządowych rad: miejskiej, powiatowej i wojewódzkiej. Przecieram oczy ze zdumienia bowiem z każdej zadrukowanej płachty ogłoszeniowej wyłazi niczym robak z jabłka hasło – „Rodzina na swoim”. Okazuje się bowiem, że każda z wyżej wymienionych rad będzie niczym innym jak firmą rodzinną.

Państwo Walczakowie marzą o tym by sprawować władzę w mieście Sieradzu. Beata ponownie zamierza być radną, a Jacek chce być prezydentem lub ostatecznie radnym powiatowym. Od kilku dni roznosi mieszkańcom broszurę wydaną za publiczne pieniądze, w której chwali się jakim to był świetnym prezydentem przez ostatnie 8 lat. Chociaż jeszcze niedawno zarzekał się, że dwie kadencje zupełnie mu wystarczą. Jednakowoż pęd do władzy i kasy są znacznie silniejsze niż dane wcześniej słowo. Nie mniejsze ambicje mają bracia Olejnikowie. Darek chce do powiatu, bo starostą jest już 8 lat, a Tomek „na prezydenta”, jakby mu było mało zasiadania w Radzie Miasta Sieradza. Bagatela, już 20 lat... Tuż za nimi kolejna rodzina. Tym razem Kiełbasów. Zdzisław – senior rodu i jego syn Witold zamierzają zasiadać w fotelach radnych miejskich, jeden z PSL, drugi z PO. Po piętach depczą im bracia Górajowie, Arkadiusz i Juliusz, obaj z PO. Swoje miejsce na listach okupuje również rodzina Terków. W radzie miasta chce być Sebastian, a jego brat Michał w radzie powiatu. Tradycyjnie nie zabraknie na listach małżeństwa Waludów. Henryk i jego piękna żona Bożena jak zwykle stają w szranki, by sprawować władzę w powiecie sieradzkim. Niewykluczone, że po wyborach w sejmiku wojewódzkim rządy obejmie PiS. Wówczas wiatr historii przewentyluje również Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego. Bycie radnym zwykle ułatwia objęcie jakiegoś interesującego, dobrze płatnego stanowiska.

Nie wszystkich „rodzinnych” kandydatów udało się nam wytropić. Bo to przecież teść, teściowa, synowa, szwagier, szwagierka, kuzyn itd. Koligacje rodzinne pozostają faktem, ale przecież nazwisko już zupełnie inne. Nie ma natomiast żadnych wątpliwości, że wybrani „rodzinni” radni będą siebie przez cztery lata popierać we wszystkich kwestiach. O ile łatwiej wtedy sprawować władzę, gdy opozycja brzęczy za uchem. A i budżet domowy poprawić będzie można. Czterdzieści osiem nieopodatkowanych diet to wszak kwota nie do pogardzenia. Zawsze można kupić rodzinie nowy samochód i spokojnie spłacać raty. W każdym razie piękne hasło „Rodzina na swoim” będzie wcielane w życie bez najmniejszych wątpliwości. No chyba, że od następnej kadencji radni maści wszelakiej będą musieli pracować społecznie. Wtedy kandydatów nie uświadczysz szukając ich nawet ze świecą.

Póki co namawiam wszystkich do pójścia na wybory. Postawmy krzyżyk przy najlepszych.

(zyg)