Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony Miłość wczesną wiosną (4)

Miłość wczesną wiosną (4)

miloscwiosnaLipski wyglądał świetnie. Jego kapitański mundur jeszcze dodawał mu uroku. Był to mężczyzna wysoki, o śmiejących się niebieskich oczach. Ciemne włosy figlarnie wychodziły mu spod czapki z białym daszkiem. Wyglądał na trzydzieści parę lat i nikt nie potrafił odmówić mu uroku.

Widać było, że na swoim promie czuł się pewnie. Nie był to olbrzym jaki widziała kiedyś w Sztokholmie, nie mniej jednak robił wrażenie na wszystkich szczurach lądowych. Po wąskich, stromych schodach weszli na mostek kapitański. Był całkiem spory. Wszędzie stały komputery z dużymi ekranami monitorów. Niektóre były okrągłe. Domyśliła się, że należały do radarów kręcących się na wysokich masztach. Na pulpitach wesoło mrugały lampki w różnych kolorach. Była zaskoczona niewielkimi rozmiarami koła sterowego. Było mniejsze niż kierownica osobowego samochodu.
- Dzisiaj statkiem rządzi elektronika. To już nie takie statki jak kiedyś, gdzie marynarz stał na bocianim gnieździe wypatrując innych jednostek i ziemi na horyzoncie. Oczy zostały zastąpione radarami, które widzą w nocy i w czasie dużej mgły. Popatrz tutaj. Krzyżyk na okrągłym ekranie przestawił na poruszającą się kropkę. Kliknął myszką. Na sąsiednim monitorze ukazały się informacje o przepływającej jednostce. Jak się nazywa, jakim kursem płynie i mówiła o tym, czy może dojść do kolizji.

* * *

Lipski stał tuż za nią. Czuł zapach perfum. Były niezłe i pewnie do najtańszych nie należały. Miał ochotę przygarnąć ja do siebie. Nie bądź taki szybki – pomyślał.
Zbliżało się południe.
- Kawa, herbata – zapytał.
- Kawa. Mocna, słodka i gorąca. Jak pocałunek. Tak zawsze mówiła moja ciotka zapraszając mnie na małą czarną.
- W takim razie zapraszam cię do mojej kajuty. A potem do maszynowni. Szli kolejnymi korytarzami ścigani spojrzeniami mijanych marynarzy. Kapitańska kajuta była dość duża. Pod ścianami stał półki na książki i mapy, sporej wielkości biurko, krzesło, dwa fotele, mały stolik i duże łóżko, które w niczym nie przypominało marynarskiej koi, jaką widziała na wielu filmach. Przez dwa bulaje wpadały do kajuty słoneczne promienie. Było całkiem jak w domu, a nie jak na statku. Wszędzie panował nienaganny porządek. Usiadła na wygodnym fotelu. Założyła nogę na nogę i przyglądała się co robi Lipski, który wziął słuchawkę telefonu i gdzieś tam zadzwonił zamawiając dwie kawy. Usiadł w fotelu naprzeciwko i zaczął opowiadać. Mówił ciekawie o swojej pracy.
- Cała ta elektronika jest nic nie warta jeśli nie ma się szacunku dla morza. No i trzeba jeszcze mieć trochę szczęścia. Marynarze na „Kursku” mieli praktycznie wszystko, tylko właśnie szczęścia im zabrakło. Nie wolno zapominać o pogodzie, która dla marynarza jest tak samo ważna jak dla pilota. Przed wyjściem z portu słucham prognoz z Niemiec, Szwecji, Finlandii, oczywiście i naszej. Liczę, analizuję. Jeśli uznam, że grozi nam sztorm - nie wyjdziemy w morze. Decyzja kapitana jest ostateczna. Odpowiada za statek, pasażerów i załogę. A przecież to jednostka pasażerska. Mówił ciekawie i pewnie, bez przechwałek i bez stylistycznych udziwnień. Podobał się jej. Prawdziwy facet – takie odniosła wrażenie. Zadzwoniła komórka, ale nie odebrała połączenia gdy zobaczyła, że dzwoni ten, który ją przywiózł nad morze.
Dokończyli pić kawę.
- Chodź, pokażę Ci jeszcze maszynę.
Szli schodami i korytarzami, którymi szczury lądowe nigdy nie chodzą. Chyba, że sytuacja jest nadzwyczajna. Ta była. Prowadził ją za rękę, którą wziął całkiem bezceremonialnie. Ale tak naprawdę chciała tego. Po paru minutach byli na miejscu. Była w szoku. W maszynowni było ładniej niż u niej w kuchni. Wszystko lśniło nieskazitelną czystością.
- Czy to na mój przyjazd? – zapytała kąśliwie.
- Tak jest zawsze. Jeśli chce się dopłynąć do celu, wszystko musi działać bez zarzutu. Pierwszy mechanik dba o silniki jak o swojego Harleya. Wyszli na pokład. Wiało. Wiatr rozwiewał jej włosy. Wyglądała uroczo. Nie mógł się napatrzeć, chociaż niezgrabnie udawał, że patrzy nie na nią, tylko na przepływający okręt wojenny.
- Pójdę już. Chcę jeszcze zrobić trochę zakupów. Skorzystam z tego, że jestem w dużym mieście. A ostatni pociąg mam po dziewiętnastej. Sprowadził ją po trapie na nabrzeże. Załoga udawała, że nic nie widzi a gapiła się jak wół na malowane wrota.
- Jak ci na imię? - zapytał.
- Iwona, ale możesz mówić jak chcesz.
- Świetnie. Zrób zakupy i zadzwoń jak uporasz się ze wszystkim. Zabiorę Cię i pójdziemy gdzieś na kolację. Znam parę niezłych miejsc. A potem odwiozę Cię do Twojej latarni.
- Dobrze Jerzy. Niech tak będzie. Zadzwonię i się gdzieś umówimy.
Wziął ją za ręce i pocałował w oba policzki.
- Zatem do zobaczenia.
Poszła na najbliższy przystanek po drodze telefonując do Natalii z informacją, że może wrócić późno. Obudził się w niej pierwszy trzepocący skrzydłami motyl.
Załoga ukradkiem patrzyła na ich pożegnanie i z nadzieją, że ich stary w końcu przestanie być służbistą i obudzą się w nim jakieś ludzkie uczucia. (cdn) Joanna Ziębińska

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u