Jak słodko być celebrytą
Kilkanaście dni temu byłem na obiedzie w moim ulubionym barze ,,Aster'' w Sieradzu, gdzie całkiem smaczny obiad kosztuje tylko dziewięć złotych! Kiedy podszedłem do lady, aby zamówić posiłek, szefowa tego interesu zagadnęła mnie z uśmiechem: - Widziałam pana w telewizji? - Eee, niemożliwe, przecież w telewizji nie pokazują starych i brzydkich – odpowiedziałem przewrotnie. To zapowiadało ciekawą konwersację!
Widziałam, widziałam... - A kiedy? - zapytałem. - Wczoraj rano. - Eee, to była powtórka. Przyznam się, na żywo byłem w sobotę (23 lipca – przyp. lek.). Znowu Fronczewskiego chcieli ze mnie zrobić... Puder na czoło i twarz, kosmetyczka lifitingowała mnie z dziesięć minut. Pewnie po to, żeby mnie nikt nie poznał. Ale nie udało się, poznali, pani też. Przepraszam! Pani Ania uśmiechnęła się zniewalająco, nawet przez chwilę wydała mi się ździebko szczuplejsza...
- Ej, pan to jest, panie Krzysztofie! Co podać? Wprowadzony w dobry nastrój zamówiłem fasolową oraz moją ulubioną pieczeń wieprzową z kopytkami i kapustą zasmażana. W oczekiwaniu na danie znowu myślałem, w jak cudowny sposób pani Ania potrafi za symboliczne pieniądze przygotować tak wykwintny obiad z dwóch dań, i jeszcze z kompotem!?
Kiedy tak trwałem chwilę w przyjemnym zamyśleniu, wytrącił mnie z niego znajomy głos: - Trzydzieści osiem, zupa! To był mój szczęśliwy numerek, szczęśliwy, bo czekałem na fasolową marne pięć minut! Łakomie jadłem znowu rozmyślając, jak to się dzieje, że taki cud gastronomiczno - gospodarczy mam tuż pod nosem? Przecież panią Anię rząd RP powinien natychmiast zatrudnić jako Doradcę ds. żywienia Narodu!
Patrząc na większość ministrów sądzę, że sprawdziłaby się jak nic! Rozmyślając tak i dojadając zupę, usłyszałem znowu swój szczęśliwy numerek. Podszedłem do lady, zerknąłem na talerz i oniemiałem! Porcja była wyjątkowo duża. Kiedy wziąłem w dłonie sztućce, pomyślałem: kurcze, jak słodko być celebrytą...
Połajania i uwagi przyjmuję: CLOAKING
LEK.