Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony Moje lato 1973

Moje lato 1973

sieradzkie_peerelki2Łza się w oku kręci! To było 44 lata temu. Miałem wtedy 18 lat i po raz pierwszy wyjechałem sam nad morze. Sam, to znaczy bez rodziców i wcale nie oznacza, że zupełnie sam, bo z grupą kolegów z LO im. Kazimierza Jagiellończyka w Sieradzu. Opiekunem dwudziestu paru uczestników obozu wędrownego, okazało się, że bardzo tolerancyjnym i nieupierdliwym, był nauczyciel matematyki w tej szkole, profesor Kazimierz Karolczak, zwany pieszczotliwie ,,Mopsem’’. A pomagał mu Kazik Supeł, wówczas student wydziału budownictwa na Politechnice Łódzkiej.

Oczywiście, byłem wcześniej nad morzem z rodzicami. Po raz pierwszy w 1967 roku, kilka miesięcy po tym, kiedy tatuś dostał talon na samochód - wspaniałą skodą 1000 MB – którą przejechaliśmy w dwa tygodnie praktycznie całe polskie wybrzeże Bałtyku. Obóz zaczęliśmy od Szczecina, miasta mi znanego, bo byłem tam wcześniej z rodzicami w czasie wspomnianej ekskursji samochodowej.

Już w drodze z dworca PKP do schroniska młodzieżowego (PTSM – Polskie Towarzystwo Schronisk Młodzieżowych, którego mój tatuś był działaczem w latach 70. I 80. XX wieku) zobaczyłem afisz, z którego czerwone litery biły w oczy informacją ,,I Jazz Jantar’’ – festiwal jazzowy na Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie’’. Muszę tam być – pomyślałem! I zamiar spełniłem, choć połknęło to znaczną część moich niewielkich zasobów finansowych. Ubrany w malowniczy sweter z owczej wełny ( w innym odcieniu miał rękawy, bo babci zabrakło wełny w tym samym kolorze), w którym czułem się trochę jak parweniusz oraz w modne wówczas spodnie – dzwony – od szerokich na dole nogawek, znalazłem się w świecie znanym mi dotychczas z miesięcznika ,,Jazz’’. Jan ,,Ptaszyn’’ Wróblewski, Zbigniew Namysłowski, Tomasz Stańko, Włodzimierz Nahorny, Tomasz Szukalski, Czesław ,,Mały’’ Bartkowski – te sławy polskiego jazzu mogłem wówczas zobaczyć, spotkać się z ich maestrią. A zapowiadał je Andrzej Jaroszyński, wybitny konferansjer i dziennikarz muzyczny Polskiego Radia. Nie zapomnę tego spotkania do końca życia! A także i tego, że koledzy z obozu, z których żaden nie chciał pójść ze mną na ten koncert, nazwali mnie snobem. Zamiast być z tego dumny, przyjąłem to jako inwektywę…

Przez Kamień Pomorski trafiliśmy do Rewala i Pobierowa. Częściowo pieszo, częściowo kolejką wąskotorową. W znakomitych humorach, bo lato było tego roku… I tam nastąpiła kumulacja wakacyjnych przygód: była dziewczyna, która mnie nie chciała, dostałem skurczu w nodze, topiłem się w morzu i uratował mnie kolega Jarek Landos, biliśmy się z autostopowiczami z Wałbrzycha, którzy nieco uszkodzili naszego kolegę, Jarka Grabarka, stającego dzielnie przeciwko trzem napastnikom, piliśmy wino marki ,,Wino’’ w koszach na plaży… Robiliśmy to, co większość nastolatków nad morzem; żyliśmy na totalnym luzie, co trudno sobie wyobrazić w oparach późnego PRL-u.

Jest co wspominać! Nawet koszmarną knajpę ,,Wrzos’’ w Pobierowie, gdzie za nóż do obiadu płaciło się 5 złotych kaucji, nawet obrzydliwą oranżadę z foliowej torebki, na której urosło wiele fortun, nawet ściek w Rewalu, którym nieczystości spuszczano wprost do morza. Wspominać, kiedy w uszach brzmią jeszcze okrzyki: ,,Gościu, gościu, nie bądź głupi, niech ci żona loda kupi’’, ,,Lody, lody na śmietanie, kto poliże temu… !’’ lub napis na ścianie w jednej z knajp: ,,Piwo jasne, piwo świeże w cudną podróż cię zabierze…’’.

Połajania i uwagi przyjmuję: CLOAKING

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

Z krainy dowcipu

terkamichal24
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u