Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Młode Siewie Mieszanka wybuchowa…

Mieszanka wybuchowa…

Wielu ludzi znanych jest z gorącego temperamentu. Objawia się to nie tylko w rodzaju preferowanej muzyki, uzależnieniu od tańców latynoamerykańskich, czy konwersacji prowadzonej na wysokich obrotach. Choć większość z nas zdaje sobie sprawę z tego co robi, to jednak nie zawsze udaje się zapanować nad swoimi odruchami. A czasem stajemy się ofiarą nieświadomego działania osób trzecich.

Dwa lata temu pojechałam w wakacje na kolonie. W góry, ściślej rzecz ujmując. Poznałam kilkoro naprawdę fajnych osób, z którymi nadal utrzymuję kontakt. Fajnie spędzało nam się czas, a przynajmniej mnie. Aż do tego feralnego wieczora… Choć przyznaję, nawet wtedy było śmiesznie. Jedynym minusem było to, że przez kilka godzin byłam wyłączona z aktywnego trybu życia. Po południu wraz z kilkoma wczasowiczami oglądałam mecz na meganowoczesnej plazmie. Wszystko szło dobrze. Poszłam do siebie do pokoju po puszkę z piciem. Wróciłam do pokoju chłopaków, bo mieliśmy grać w pokera. Wyszłam na chwilę z pokoju, aby pozbyć się odpadu. Schyliłam się, wrzuciłam puszkę do kosza i zaczęłam się prostować. W tym samym momencie bam! Zatoczyłam się do tyłu, łapiąc się za głowę. Nie żartuję. Odgłos usłyszeli moi kompani, którzy zaraz wybiegli z pokoju. Patrząc na mnie (słaniającą się na podłodze i bladą jak ściana) zaczęli się zastanawiać, co się stało. Już wyjaśniam. Zostałam uderzona w głowę… drewnianymi drzwiami od drugiego pokoju. Chłopak, który zamaszystym ruchem je otworzył chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że ktoś może za nimi stać. Przyznaję, zamaszysty ruch i ciężkie drzwi to nie jest dobre połączenie. Odradzam każdemu, kto ceni sobie swoją czaszkę.

Jeden z moich kumpli chyba pomyślał, że mogę mieć wstrząśnienie mózgu, czy coś takiego, bo zabrał mnie do pielęgniarki. Choć nie chciałam, mój wierny cerber się uparł. Został wypchnięty z pokoju, gdy opowiedzieliśmy jakże fascynującą historię, a pielęgniarka wzruszyła ramionami stwierdzając „A co ja Ci dziecko mogę poradzić?” Tego można się było spodziewać. Tylko nie wiem, czego ona oczekiwała, chyba tego, że przyjdę przed zderzeniem z drewnem, aby przywiązała mi poduszkę do głowy (to by przynajmniej zamortyzowało uderzenie). Grzecznie podziękowałam, myśląc sobie, że ta pani była tam tylko po to, żeby mówić, że ona już teraz nic nie pomoże. To było dla mnie brutalne zderzenie z rzeczywistością. Mój cerber czekał na mnie pod pokojem i zadbał, abym dostała butelkę z zimną wodą i leżała w spokoju, żeby mi twarz nie spuchła. Skutkiem tego całego zamieszania było fałszywe współczucie niektórych koleżanek i guz, który towarzyszył mi przez niemal dwa tygodnie.

Zapomniałam o tym wydarzeniu, aż do teraz. Kilka dni temu rozmawiałyśmy z koleżankami na przerwie, czekając aż ,,wuefiści'' wpuszczą nas do szatni, gdy jedna z moich ,,psiapsiółek'' ni stąd ni zowąd zamachnęła się, uderzając drugą w brzuch. Chyba się wtedy zamyśliłam, bo nie pamiętam, o co poszło. Zapewne poszkodowana powiedziała coś przypadkiem, a atakująca zareagowała… odruchowo. Niestety, takie odruchy sprawiają, że potem niektórzy chodzą cali posiniaczeni. A ja od pamiętnych kolonii do drzwi podchodzę jedynie z wyciągniętą do przodu ręką. Mam dość guzów, nadopiekuńczych cerberów i pielęgniarek, które potrafią jedynie stwierdzić, że teraz nic już nie mogą zrobić. Chyba zacznę chodzić w kombinezonie wykładanym pianką. Przynajmniej wtedy będę względnie bezpieczna.


kocimiętka

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u