Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony Ballada o porannym wstawaniu

Ballada o porannym wstawaniu

sieradzkie_peerelki2Wstałem dziś o 5.28! Popatrzyłem przez okno; dzień powinien być pogodny, a na dodatek sierpniowa sobota... I sam siebie zapytałem, dlaczego od kilku lat zrywam się tak wcześnie? Cóż, organizm pewnie czuje, że cudowności życia coraz mniej mu zostało, i tak podrywa mnie z łóżka skoro świt. A kiedyś?

Mogłem spać nawet do południa. Zwłaszcza w niedzielę, kiedy w głowie szumiała mi noc miniona na wiejskiej zabawie lub na innych harcach z dziewczętami i z kolegami skorymi do wszelkich figli. Mama nie mogła mnie dobudzić. Bywało, że ojciec podrywał mnie na nogi podniesionym głosem, a matka używała niekonwencjonalnej metody – wlewała szklankę zimnej wody pod kołdrę!
W domu można było pospać. W akademiku też, choć na trzecim roku studiów pojawiła się zmora w postaci zajęć z wojska. W Studium Wojskowym przy ul. Kopernika w Łodzi, więc aby dostać się tam na ósmą rano, trzeba było wstać o szóstej! Brrr...To była zapowiedź, że rok tak zwanego SOR-u (Szkoły Oficerów Rezerwy) po studiach nie będzie miły, a piosenka ,,Radość o poranku'' (słynne ,,Jak dobrze wstać skoro świt, jutrzenki blask...'' Jonasza Kofty) prześladował jeszcze bardziej. Na dodatek wojsko, w moim przypadku roczna służba czynna gwarantowała tuż po szóstej rano katorgę, którą była zaprawa poranna. ,,Koszulka, spodenki i trampki!'' – wołał złośliwy zupak, który akurat był oficerem dyżurnym. A na dworze było ledwie powyżej zera, bo to był październik 1979 roku. Podchorążowie, elita narodu wówczas, bo to niektórzy mieli po dwa fakultety, a inni otwarte przewody doktorskie, wybiegali z przekleństwami na ustach. A ja miałem to... wiadomo gdzie. Wymyśliłem więc, że wszyscy biegną na plac, a ja z kilkoma zaufanymi kolegami piętro niżej, do piwnicy, gdzie w jednym z otwartych schronów przeczekiwaliśmy zaprawę. Czy nas namierzyli? Próbowali i nawet jeden z oficerów szukał nas kiedyś usilnie po piwnicach, ale w końcu stwierdził, że ,,...są tu gdzie, skur...., ale nie chce mi się ich szukać...''.
Po wojsku ze wstawaniem bywało różnie. Ponieważ pisywałem po nocach, taka praca, bywałem także i dzięki temu rekordzistą wierszówkowym w Łódzkim Wydawnictwie Prasowym, spać po takiej nocy musiałem dłużej. Czasem pomagałem żonie przy dziecku, a potem sypiałem po obiedzie. Bywało, że wtedy śnił mi się stukot maszyny do pisania, na której pisaliśmy na zmianę z żoną Marią, przez co tak znakomite były moje wyniki w ilości napisanych tekstów do tygodnika ,,Nad Wartą''. Mijały lata i... coraz łatwiej wstawało mi się rankiem. Najpierw o ósmej, potem o siódmej, a teraz o szóstej, a bywa, że i piątej. No i nie zdarza mi się zasypiać, co kiedyś bywało, oj bywało... Pewnego ranka zaspałem prawie dwie godziny. A miałem jechać do Poddębic na jakąś bardzo ważną obsługę prasową dla ,,Głosu Robotniczego''. Dostało się wtedy żonie i... budzikowi, który rozbiłem o ścianę! A tekst napisałem. Po rozmowie telefonicznej z kolegą, który akurat tam był. Teraz czasem marzę, aby choć na chwilę powróciły czasy, kiedy do sypialni wchodzi żona i ciepłym, głosem mówi: ,,Wstawaj, taki piękny dzień...''. A ja zaspany odpowiadam: ,,Piękny, piękny? To niech poczeka, poczeka, poczeka...''.

Połajania i uwagi przyjmuję: CLOAKING

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

Z krainy dowcipu

terkamichal24
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u