Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony Ja kochliwy nastolatek, ja starszy pan wrażliwy na piękno

Ja kochliwy nastolatek, ja starszy pan wrażliwy na piękno

sieradzkie_peerelki2Od zawsze łasy byłem niezwykle na dziewczęce, a później kobiece wdzięki! Mógłbym wręcz napisać, parafrazując Lirystę Jeremiego: ,,Już od dziecka miewał Kisiulek pociąg do damskich koszulek, a właściwie do ich zawartości, z serduszkiem pod cycuszkiem, symbolicznym źródełkiem miłości’’.

 

Pierwszą ,,ofiarą’’ mojej miłosnej namiętności (piszę tak, bo dzieci też kochają, nie tylko rodziców, ale także przedstawicieli płci przeciwnej, a nawet, niestety, tej samej) była rówieśniczka moja, Elżunia K. Jak i ja wtedy, bodaj sześcioletnia. Nie była ona co prawda bardzo ładną dziewczynką, ale darzyła mnie niezrozumiałym dla mnie wówczas uczuciem. A to przełożyło się pewnego pięknego letniego dnia na niezbyt niewinną zabawę w lekarza. Elunia, łodzianka często przebywała u babci i bardzo lubiła do nas przychodzić, bo mieszkaliśmy po sąsiedzku. Niestety, jak się okazało, babcię kochała bardziej niż mnie, więc niemal natychmiast po bezecnych zabawach, wszystko jej opowiedziała... Ta, choć lubiła mnie bardzo, zrobiła ze mnie seksualnego potwora, który normalny być nie może. A ja byłem normalny, bo przecież większość moich kolegów, zwłaszcza tych nieco starszych, przedkładała zabawy w doktora nawet ponad te ,,w Krzyżaków’’, ,,Zorro’’, czy ,,Czterech pancernych’’. Dopiero później zrozumiałem dlaczego...
Drugą moją miłością była Basia Sz. Dziewczynka wyjątkowo ładna, rosła na piękną pannę, taką szybko została i pewnie na zawsze obecna będzie w moich wspomnieniach. Aby o niej napisać cokolwiek, trzeba by kilku takich felietonów. Poprzestanę więc na króciutkim wspomnieniu o tym zjawiskowym, bardzo mobilnym umysłowo i ruchowo dziewczęciu. Poznałem ją mając lat dwanaście i zakochałem się bez pamięci. Była to miłość wakacyjna, podczas kolonii letnich w Szkole Podstawowej we Włyniu, gdzie przez osiem lat w lipcu i w sierpniu wakacje wypoczywały przede wszystkim dzieci pracowników PP ,,Dom Książki’’ w Łodzi. Zakochałem się do tego stopnia, że kiedy Basia przeziębiła się i kilka dni przebywała w tak zwanej izolatce, umieszczonej w pokoju nauczycielskim wspomnianej szkoły, narwałem w starorzeczu Warty nenufarów i wrzuciłem na balkon tego pokoju. Aby ją o tym powiadomić, serdeczny mój kolega Bogdan zawył z za węgła (dlatego, że śpiewał znacznie lepiej ode mnie) fragment pieśni: ,,O, wyjdź na balkon dziewico i pokaż fragment swej… sukni’’! Wyszła. W piżamce w kwiatki i była oczarowana. Moje szanse poszybowały, ale bez przesady; w Basi kochała się niemal cała męska część kolonii, wyłączając wychowawców i pracowników obsługi. Zresztą, kto ich tam wie, pedofilia była wtedy zjawiskiem nieznanym, choć pewnie występującym…
Basię spotkałem osiem lat później, już jako absolwent LO im. Kazimierza Jagiellończyka, a jeszcze nie student. Przyjechała do mnie na wieś… uczyć się w spokoju, bo jako uczennica trzeciej klasy jednego z łódzkich liceów, miała mieć poprawkę z niemieckiego. W rzeczywistości, o czym dowiedziałem się rok później, nie zdała do następnej klasy, a wyjeżdżając do mnie po prostu uciekła z domu. Bawiła jakieś dwa, trzy tygodnie. W tym czasie zdążyła rozkochać w sobie niemal wszystkich moich kolegów, nawet tych z Warty i z Sieradza. Na pytanie mojej mamy: Czy ona zamierza u nas zamieszkać? Odpowiedziałem: A kto ją tam wie… Ja byłbym szczęśliwy, a mam nie? Mama nie, więc Basia musiała wyjechać. Może dlatego, że zazwyczaj sypialiśmy w jednym łóżku? Niestety, bez tych najprzyjemniejszych konsekwencji dla mnie… Wyjechała zrobiła to jak obłoczek, zniknęła nagle, niemal tak, jak się zjawiła.
Moich nastoletnich miłostek było tak wiele, że opisanie chociaż jeszcze jednej z nich przerasta zwyczajową objętość tego felietonu. Dotrę więc natychmiast do tej najważniejszej, późniejszej żony mojej Marii. Poznałem ją 4 stycznia 1978 roku. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. I tak mi już zostało, choć Maria dawno już nie żyje…
Ostatnimi laty co i raz obarczam uczuciem jakąś starszą panią, przepraszam, panią w kwiecie wieku… Bliscy znajomi mówią już o mnie kustosz. Cóż, kustosz tych dzierlatek co to ,,z tyłu liceum, z przodu uniwersytet trzeciego wieku’’. Ale przecież nie jestem już przystojny nawet grubością swojego portfela, więc pewnie tak zostanie, bo moja wrażliwość na kobiece piękno jakoś nie chce wygasnąć. Chociaż… cuda się zdarzają, o czym mówi moja teoria ślepej kury. Ale to temat na zupełnie inny felieton.

Połajania i uwagi przyjmuję: CLOAKING

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u