Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony LEKKOŚĆ BYTU? - NIESŁUSZNIE PODEJRZANI ZADENUNCJOWANI

LEKKOŚĆ BYTU? - NIESŁUSZNIE PODEJRZANI ZADENUNCJOWANI

LEKKOSCBYTUKim są ludzie, którzy donoszą na innych? Najczęściej to frustraci i nieudacznicy, zazdroszczący normalnym ludziom sukcesów. Taki nie sprawdzi, nie wie dokładnie, ale ,,wie swoje' i swoje przekaże gdzie trzeba''. 8 kwietnia przeczytałem ze zdumieniem w cenionym niegdyś i poczytnym jeszcze niedawno dzienniku, że ,,CBA sprawdzi szefa Rady Gminy w Wodzieradach''. Zabrzmiało tak, jakby chodziło o prezesa Legii Warszawa, czy Lecha Poznań, gdzie rzeczywiście obraca się prawdziwymi pieniędzmi, choć poziom futbolu w tych klubach nadal do tychże nie dorasta...

 

Czytam dalej: ,,Centralne Biuro Antykorupcyjne sprawdza doniesienie, jakie mieszkańcy gminy Wodzierady nadesłali w sprawie przewodniczącego Rady Gminy, Adama Szymańskiego. Zarzucają mu, że jako przewodniczący, który zasiada także w komisjach rady, wywiera presję na radnych i wójta, by uzyskać wysokie dofinansowanie dla dla IV-ligowego klubu sportowego, którego jest prezesem.'' Chodzi o to, że LKS Kwiatkowice, bo o ten klub i jego prezesa chodzi, otrzymał na 2013 rok dzięki zapobiegliwemu prezesowi aż 44 tys. zł, zaś w zeszłym roku 36 tys. zł. Od Rady Gminy Wodzierady. Nic to, że za ,,tak wysokie'' dotacje sprawiły, że drużyna piłkarska skromnego klubu sportowego, jeszcze do tego ludowego ze wsi Kwiatkowice zdobyła ósme miejsce w rozgrywkach IV ligi grupa łódzka, zaś w tym sezonie jest na czwartym miejscu po osiemnastu kolejkach. Wielka w tym zasługa prezesa klubu, przedsiębiorcy i samorządowca Adama Szymańskiego oraz wieloletniego trenera tej drużyny, Antosia Dąbrowskiego, przesympatycznego człowieka, kiedyś znakomitego piłkarza, a dziś trenera, który poradziłby sobie nawet w wyższej klasie rozgrywek!

LKS Kwiatkowice to jedyny klub sportowy działający w gminie Wodzierady. Ma aż cztery drużyny piłkarskie, w tym nawet dziecięcą, co niej jest regułą w czwartej lidze. Piłką nożną zajmuje się tam blisko stu młodych ludzi. No i są wyniki! Może zwyczajnie dlatego, że ludzie się angażują, dają na sport pieniądze, swoje pieniądze, jak to jest w przypadku Adama Szymańskiego, który bynajmniej biznesu na piłce nożnej nie robi. Ale ma ogromną satysfakcję, bo jest prawdziwym działaczem! A teraz paru funkcjonariuszy z CBA oraz z policji i z prokuratury ma zajęcie przy ,,wyjaśnianiu sprawy'', z której nie będzie nic oprócz smrodu, że organa państwa zajmują się zwyczajnymi pierdołami. Wieluńska policja i sieradzka prokuratura nadal zajmują się aferą wójtowsko-prezydencką. Przypomnę, że chodzi o to, iż wójt gminy Sieradz bez konkursu zatrudnił w podległym mu urzędzie piękną żonę prezydenta Sieradza, panią Beatę Walczak Ta wzorowa urzędniczka (tak ją ocenił w rozmowie za mną prezydent Zduńskiej Woli, Piotr Niedźwiecki, bowiem pani Beata była wcześniej pracownikiem tamtejszego USC) przeszła do pracy w UG w Sieradzu akurat wtedy, kiedy rozstrzygnięto konkurs na dalsze prowadzenie kawiarni ,,Pod Modrzewiem'' w Sieradzu, który od ponad dwudziestu lat prowadzi rodzina Kaźmierczaków, czyli najpierw obecny wójt, Jarosław Kaźmierczak, a od prawie siedmiu lat jego równie piękna małżonka. Traf chciał, że nie było innych chętnych i dzierżawa kawiarni, która jest własnością miasta, przypadła ponownie żonie wójta. A ten niefrasobliwie powiedział reporterce lokalnej stacji radiowej, że zatrudnił żonę prezydenta po to, aby ocieplić z nim stosunki... Było to nieco żartobliwe stwierdzenie (panowie ponoć nadal nie bardzo się lubią), ale czujna reporterka miała akurat włączony magnetofon i wypowiedź nagrała ,,spod spódnicy'', o czym wójt dowiedział się dopiero po wyemitowaniu tej żartobliwości na antenie. Zdziwiłem się wielce, kiedy następnego dnia zobaczyłem pod UG w Sieradzu wozy transmisyjne TVN-u i Polsat-u. Nie mający nic lepszego do roboty dziennikarze zrobili z tego aferę że ho, ho... Ciekawe teraz, kto to wszystko odszczeka, kiedy okaże się, że nie było żadnego złamania prawa? Wiedziałem o tym kilka godzin po ,,wybuchu afery''. Wystarczył mi telefon do znajomego prawnika.

Za jakiś czas może się okazać, że zarówno prezydent jak i wójt, ofiary dziennikarskiej nagonki, dojdą do wniosku, że przecież są poszkodowani w tej sprawie. Że ucierpiał ich wizerunek i dobre imię, a w przypadku samorządowców to czasem jedyny kapitał. Sądzę, że żadne z mediów, które w tej ,,aferze'' dymiły najbardziej, nie odszczeka. Poszkodowanym pozostanie droga sądowa. I tu przypomina mi się, kiedy sam byłem podejrzanym o ciężkie przestępstwo złamania ustawy o wychowaniu w trzeźwości (no bo jaką ustawę ja mógłbym złamać?). Było to w roku 2004. Poszło o kalendarza TV Sieradz SF, na którym znalazł się baner reklamowy ś.p. ZPS ,,Polmos'' w Sieradzu. Znalazł się z wizerunkiem butelki jednej ze smacznych wódek tej fabryki, która była niegdyś dumą Sieradza. Z błogosławieństwem aż dwóch zakładowych prawników baner przekazał nam do publikacji ostatni zarządca komisaryczny ,,Polmosu'', dziś wicestarosta sieradzki. Jego kolega partyjny, wówczas już były prezydent, ale jeszcze nie Krzysztof M. skazany, a później odsiadujący wyrok w sieradzkim Zakładzie Karnym, był wtedy współwłaścicielem ś.p. tygodnika ,,Echo''. Naczelnym tej gazety zrobił byłego policjanta, a później reportera lokalnej rozgłośni radiowej, niejakiego Zbigniewa Marchewę. A ten na pierwszej stronie ,,Echa'' wysmrodził artykuł o wielkim przestępstwie znanego sieradzkiego dziennikarza, czyli mnie. Okazało się, że w całej tej aferze prawdą było tylko jedno, a mianowicie to, że byłem już wtedy znanym sieradzkim dziennikarzem, przynajmniej bardziej znanym od Zbigniewa Marchewy, który wtedy znany był głównie z tego, że gwałtownie musiał opuścić szeregi policji, ponieważ miał zbyt lepkie ręce. Po kilku miesiącach okazało się, że kombinował także głową. Okazał się sieradzkim Janosikiem. Szantażował lekarzy orzeczników, zamieszanych w aferę w zduńskowolskim oddziale ZUS, z czego czerpał tak zwane korzyści majątkowe. Marchewą zainteresowało się Centralne Biuro Śledcze, a sprawę prowadziła prokuratura w Poznaniu. Organa ścigania okazały się wtedy nieudolne, bowiem Marchewa zdążył uciec na Ukrainę na kilka dni przed tym, kiedy wystosowano za nim list gończy.

Przy mojej sprawie zatrudnionych było (za moje podatki) przynajmniej dwóch policjantów i dwie panie prokurator, które po kilku dopiero tygodniach nie dopatrzyły się w moim działaniu ,,znamion przestępstwa''. Oczywiście, potem nikt niczego nie prostował i do dziś muszę tłumaczyć dalszym znajomym i nie znajomym, że to nie ja ukradłem rower tylko mnie buchnęli ten jednoślad na głównym placu w mieście Erewań.

Połajania i uwagi przyjmuję: CLOAKING

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u