Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony JESZCZE MNIEJSZY GENERAŁ

JESZCZE MNIEJSZY GENERAŁ

sieradzkie_peerelki2Wielka była feta z okazji 850-lecia Sieradza, a właściwie pierwszej wzmianki pisanej o tym mieście. Działo się to w Roku Pańskim 1986, a panem sekretarzem wojewódzkim i do tego pierwszym był, wtedy Janusz Urbaniak zwany Księciem nie tylko przez komitetowych lizusów.

 

Kulminacją rzeczonych obchodów była uroczysta promocja podchorążych Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Łączności w Zegrzu, która w latach 1945 (jako Oficerska Szkoła Łączności) – 1955 (jako Oficerska Szkoła Łączności Przewodowej) miała siedzibę właśnie w Sieradzu. Zanim doszedłem na miejsce uroczystości, którym był Rynek, sprawdzały mnie już na ul. Kościuszki bodaj trzy patrole służb, nie tylko mundurowych. Potem to samo na Rynku, gdzie tłok był tak duży, że legitymację prasową trzymałem jakiś czas w zębach. Dlaczego? Ano panowie smutni, poważni acz zdecydowani (domyślam się, że byli to funkcjonariusze WSW - Wojskowa Służba Wewnętrzna - lub SB - Służba Bezpieczeństwa) żądali nie tylko legitymacji ale także dowodu osobistego. Zapytawszy, czy może podać im numer butów (żart był mocno nie na miejscu), pokazałem im również książeczkę wojskową, gdzie stało, że jestem podporucznikiem rezerwy WP. Jako w tym momencie nadgorliwy, stałem się jeszcze bardziej podejrzany, więc oglądanie moich dokumentów trwało dłużej. Trudno uwierzyć, ale przejście od skrzyżowania ulic Kościuszki i Żwirki i Wigury do Urzędu Miasta Sieradz, który mieścił się wówczas w kamienicy, gdzie dziś znajduje się ,,Nasze Radio’’, zabrało mi około piętnastu minut.

Przedzieranie się do Urzędu Miasta miało w moim przypadku praktyczny cel. Otóż jako przedstawiciel reżymowych mediów (byłem wówczas dziennikarzem ,,Głosu Robotniczego’’, kierownikiem oddziału tego dziennika w Sieradzu) miałem możliwość oglądania uroczystości z okien urzędu na piętrze, co przysługiwało tylko wybranym urzędnikom lub innym prominentom. Skwapliwie z tego skorzystałem po uprzednim uzgodnieniu takiej możliwości z ówczesnym prezydentem Sieradza, Michałem Kłosem. Podobny przywilej spotkał red. Andrzeja Siergieja (zmarły w 2001 r., współzałożyciel tygodnika ECHO), wówczas dziennikarza tygodnika ,,Nad Wartą’’, gdyż jakoś tak razem wpadliśmy na ten pomysł i jego realizację załatwiliśmy sobie z prezydentem Kłosem.

Jako reporterzy wygodni i praktyczni, wystawiliśmy sobie krzesła na balkon, aby lepiej widzieć i notować. Niestety, musieliśmy wycofać się z tej pozycji, gdyż rzeczony balkon już wtedy groził zawaleniem, o czym poinformował nas mocno przejęty prezydent Kłos. Siedzieliśmy zatem tuż przy otwartym oknie balkonowym i obserwowaliśmy...

Uroczystość promocji na pierwszy stopień oficerski jest zazwyczaj aktem podniosłym, na swój sposób malowniczym, ale dla mnie nudnym. Nudnym i rodzącym takie sobie skojarzenia, ponieważ doświadczyłem tego w czerwcu 1980 roku w Koszalinie jako podchorąży rezerwy. Jakże inny, w porównaniu z podchorążymi z Zegrza, stosunek do służby wojskowej przejawiałem. Dziś określiłbym go swawolnym, oczywiście, na ile pozwalały na to ówczesne realia realnego socjalizmu. Zaś te nie były zbyt surowe, przynajmniej tego dnia. Okazało się, że red. Siergiej jest dobrze przygotowany do obsługi prasowej uroczystości. Kiedy wszyscy zaczęli przyglądać się temu, co dzieje się na Rynku, Andrzej wyjął z przepastnej torby butelkę piwa i – jako dobry kolega – poczęstował mnie. Atmosfera zrobiła się przyjemniejsza, kiedy Andrzej znalazł drugą butelkę piwa, co pozwoliło przetrwać celebrę.

Zaraz po zakończeniu promocji postanowiłem obejrzeć defiladę, a właściwie sprawdzić tzw. protokół, czyli kto z ważnych stoi na trybunie honorowej, umiejscowionej przed gmachem LO im. Kazimierza Jagiellończyka, skąd oficjele odbierali defiladę. Było ich przynajmniej dwudziestu, z czego kilku generałów (pierwszy raz widziałem ich tylu w Sieradzu). I kiedy tak stali skupieni, wyprężeni, bowiem pododdziały były tuż, tuż, nagle coś trzasnęło i najmniejszy wzrostem generał zniknął. Jakby zapadł się pod ziemię, ale szybko się wygramolił tak, że widziałem jego tors z miejsca przed biblioteką, gdzie stałem zamurowany niezwykłym widokiem.

Patrzyłem na to zdumiony i przekonany, że mogły to być najtrudniejsze chwile w urzędniczym życiu Michała Kłosa, odpowiedzialnego za postawienie trybuny. Towarzyszysz Urbaniak długo patrzył stalowym wzrokiem na prezydenta, a ja zastanawiałem się, czy następnego dnia, a miał to być poniedziałek, będzie on nadal najważniejszym urzędnikiem w mieście. Był! Za ,,pomniejszenie’’ generała za pomocą ułomnej deski odpowiedział inny kozioł ofiarny. Kto nim był? Tego nigdy się nie dowiedziałem.

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

Z krainy dowcipu

terkamichal24
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u