Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony Miłość wczesną wiosną

Miłość wczesną wiosną

miloscwiosnaWiosna tego roku nadeszła wyjątkowo wcześnie. Była też wyjątkowo ciepła. Już w połowie lutego dało się zobaczyć przelatujące klucze dzikich gęsi, a ci, którzy w słoneczne weekendy wyjechali za Sieradz, mogli usłyszeć pierwszy śpiew skowronka. Po mieście dziewczyny chodziły w rozpiętych płaszczach, wiatr leniwie rozwiewał ich włosy, a panowie rzucali ukradkowe spojrzenia na ich powabne kształty ukryte dotąd przed zimnem i ciekawskimi oczami. Niemal wszyscy zaczęli wyczuwać w powietrzu ten delikatny jeszcze i ulotny zapach, na który gdzieś w podświadomości czekali od kilku miesięcy. Owa woń zaczęła ich wypełniać, otumaniać, czarować. Pozwalała im czuć się jakby lepszymi i ważniejszymi. I wszyscy gdzieś w środku zadawali sobie pytanie, co się dzieje? Ale tylko ci bardziej wrażliwi wiedzieli – to wiosna...

 

Zadzwonił do niej w piątek już z samego rana. I jego rozpierało to pierwsze wiosenne powietrze. Sygnał telefonu zabrzmiał trzy, a może cztery razy zanim podniosła słuchawkę.
- Taaak – powiedziała dość niecierpliwym tonem. Ten piątkowy ranek nie zaczął się dla niej najlepiej. Na dzień dobry wygotowała wodę w czajniku, który prawie spalił się, a potem ostatnia para rajstop okazała się mieć dziurę na kolanie. Musiała więc iść do pracy w spodniach, czego po prostu nie cierpiała. Sprawiały jej przyjemność spojrzenia pełne aprobaty dla jej zgrabnych nóg, kiedy jechała do pracy autobusem trzymając założoną nogę na nogę.
- To ja – powiedział swoim ciepłym głosem. Nie dzwonił od paru dni, nie wiedząc, czy zechce z nim rozmawiać Czyniła mu ostatnio wyrzuty, że więcej czasu poświęcał swoim sprawom niż swojej kobiecie. Teraz jednak ten telefon sprawił jej niekłamaną radość. Czekała, kiedy zadzwoni. Wreszcie się odezwał.
- Wiesz, że wiosna czai się za rogiem. Pojedźmy gdzieś dzisiaj. Wsiądźmy w auto i ucieknijmy od tego całego bałaganu, znajomych, pubów, nawet naszej ulubionej knajpy z naleśnikami. Tylko wiosna i my – kusił jak zwykle.
- Kończę o piętnastej, przyjedź po mnie przed piątą. Będę gotowa. Ale wracamy dopiero w poniedziałek rano? Inaczej nie jadę - powiedziała zaczepnie. Była kobietą i lubiła się droczyć. Przepadał za tym.
Nie mogła doczekać końca pracy. Co chwila spoglądała to na zegarek, to na szefową. Czas wlókł się niemiłosiernie, a szefowa nie dość, że była gruba, to jeszcze nieznośna. Z siedem razy wychodziła na papierosa. Od czasu kiedy wprowadzono zakaz palenia w biurach i urzędach, poważnie myślała o zmianie pracy. Nie mogła się jednak zdecydować, bo do firmy, gdzie pracowała, miała po prostu blisko.
- Muszę to poważnie przemyśleć, a może i przegadać - roztrząsała, nie pierwszy raz zresztą. Z pracy wypadła jak bomba. Kluczyki, samochód, torba i po piętnastu minutach była w domu. Szybki prysznic i pakowanie niezbędnych rzeczy. Ciepła kurtka, spodnie, wygodne buty, niebieska bluzka, którą kupiła ostatnio na wycieczce gdzieś tam. Przez chwilę zastanawiała się nad nocną koszulką. Idiotka – pomyślała o sobie. A może coś wieczorowego? Idiotka – pomyślała znowu – nie jadę przecież do sanatorium ani na wczasy. Tuż przed piątą była spakowana. Jeszcze tylko ulubione perfumy. Jego ulubione perfumy...
Przyjechał punktualnie. Tym swoim śmiesznym samochodem. Auto było wielkie w środku, wygodne. Zawsze zastanawiała się, dlaczego do tej pory nie kochali się w tym jego ogromnym samochodzie? Miał sześć rozkładanych siedzeń, niebieskich, ciepłych, przytulnych. Może dlatego, że zwyczajnie woleli łóżko. Ale warto by się nad tym zastanowić. Szybko wrzuciła torbę na tylne siedzenie. Wyjęła z niej tylko papierosy i zapalniczkę. Usiadła obok niego i zarzuciła ręce na szyję.
- Jesteś kochany. Już dawno myślałam, żebyśmy gdzieś pojechali i byli tylko sami. Tylko my i nikt więcej. I żadnych komórek! – roześmiała się. A tak w ogóle, to dokąd jedziemy? Zobaczysz, na razie to niespodzianka. Ale będziesz na pewno zadowolona. Powoli wyjeżdżali z miasta. Zmierzchało. Na światłach ustawiały się kolejki samochodów. Tak, jakby wszyscy chcieli uciec z Sieradza nie wiadomo dokąd i przed czym. Położyła głowę na jego ramieniu. Poczuł zapach ziół. Pachniała rumiankiem, może trochę szałwią. Zaciągnął się tym zapachem.
- Chcę już być na miejscu – powiedziała, wyciągając papierosa z świeżo napoczętej paczki – wykąpać się i zagnieździć się w łóżku. Miałam fatalny tydzień i całe zmęczenie wyłazi ze mnie okropnie – dodała, przeciągając się rozkosznie. Myślami była już tam, dokąd jechali. Wyjechali z miasta. Minęli Poddębice, Konin. Dojeżdżali prawie do Chodzieży, kiedy zorientowała się, dokąd jadą.
- Ale jesteś wariat. Jedziemy nad morze? Naprawdę? Przecież mieliśmy jechać w góry. Zawsze mówiłeś, że wiosna w górach jest najpiękniejsza. A ja tak kocham morze. Możesz jechać trochę szybciej? – żartowała. Mijali hotel „Rodło” w Pile, kiedy zachciało im się kawy.
- Chodź, zatrzymamy się na parę minut – zaproponowała. - A może by dalej nie jechać. Tu jest tyle wolnych pokoi – uśmiechnęła się prowokująco.
- No, coś ty. A niespodzianka? Tam wszystko już na nas czeka. Nie będziesz żałować. Przecież kochasz to swoje morze. Chociaż dzisiaj nie jedziemy do Gąsek. Lubiła Gąski. Spędziła tam niejedne wakacje. Któregoś lata zakochała się nawet w brodatym muzyku, który grał dla niej sentymentalne kawałki na nienastrojonej gitarze. Ale to było tak dawno. Rzucił ją potem dla tej wytapirowanej blondyny z Puław, która robiła maślane oczy do każdego napotkanego faceta. Paląc kolejnego papierosa zagłębiała się we wspomnieniach. Ile to lat? Pierwszy raz była nad morzem będąc podlotkiem. Łaził za nią wtedy taki rudzielec z domu obok. Miał chyba 16 lat. Całowała się z nim potem na plaży. Ale nie był ciekawy. Wolał piłkę od dziewczyn. A teraz nad swoje morze jedzie z nim. I choć znają się krótko, wydaje się, że jest z nim od wieków. Nigdy mu nie mówiła, że go kocha. Ale przecież nie jest idiotą, któremu trzeba wszystko wyłożyć na talerzu. Spojrzała na niego ukradkiem. Podobał się jej. Gdyby nie siwiejąca miejscami broda, wyglądałby znacznie młodziej. To zresztą nie miało znaczenia, bo należał do niej. Czuła to. Tak myśląc i marząc zasnęła. Patrzył na nią z czułością. Przyspieszył, bo na drodze do Koszalina nie było już prawie samochodów. Niepostrzeżenie minął to wojewódzkie kiedyś miasto i popędził w stronę Kołobrzegu. Zaczęło padać. Wycieraczki miarowo ścierały wodę z szyb. W świetle reflektorów zobaczył drogowskaz – Mielno 5 kilometrów. Skręcił i znowu przyśpieszył. Do Sarbinowa dokąd jechali zostało już niewiele. Już dosyć miał dzisiejszej jazdy. We wszystkich oknach willi, pod która podjechał paliły się światła. Z komina unosił się siwy dym. Gdzieś w oddali szczekały psy. Obudził ją delikatnym pocałunkiem.
- Mhm, gdzie jesteśmy? – przeciągnęła się.
- Na miejscu. Powoli otwórz oczy, a jeszcze lepiej uszy. Wolno wychodziła z samochodu. Nie wierzyła swoim zmysłom. Tak szumi i pachnie tylko morze, jej morze. Przywarła do niego całym ciałem, całowała jego twarz, oczy, usta...
- Dzięki, dzięki – szeptała. Wziął ja za rękę i wąską ścieżką obok domu, przez nadmorskie zarośla poprowadził na plażę. Nie szli daleko, bo willa stała prawie nad samym morzem. Nawet nie zauważyli, kiedy zaczęli iść po piasku. Był inny niż latem. Zachłystywali się powietrzem wciąganym głęboko do płuc. Gdzieś w oddali słychać było pohukiwania przepływających statków, z lewej strony błyskało światło latarni w Gąskach.
- Choć, Natalia czeka.
- Natalia?
- To właścicielka naszej willi. Jej mąż był latarnikiem. Odkąd nie żyje, Natalia wynajmuje pokoje letnikom, choć nie wszystkim. Tylko tym, których zna i lubi. Przyjeżdżam tu od 20 lat, prawie jak do siebie. A Natalka jest dla mnie tak dobra, jak stara ciotka. Polubicie się na pewno.
- A ile ma lat, ta twoja Natalka? – spytała zaczepnie.
- O, między 70 a 80. Ale tego nikt nie wie. Zabrali bagaże z samochodu. Natalia stała w drzwiach. Chciał się z nią przywitać, ale najpierw uściskały się kobiety. Patrzyły przez chwilę na siebie badawczo, ale ich powitanie było prawie serdeczne.
- Tyle razy mu mówiłam, żeby nie przyjeżdżał sam, ale nigdy mnie nie słuchał. Wreszcie zmądrzał – powiedziała Natalia. Przygotowałam dla was pokój z tarasem, żebyście rano mogli popatrzeć na morze. W kominku się pali i wszystko jest tak, jak trzeba. Nie będę was rano budziła, a śniadanie będzie jak wstaniecie.

Poszli na górę. Ich pokój był przytulny, okna wychodziły rzeczywiście nad morze a od kominka promieniowało przyjemne ciepło. Na stole stał bukiet pąsowych róż. Z włączonego kompaktu dochodziły takty najnowszej płyty Cohena.
- Natalia jest niesamowita – pomyślał. Skąd wiedziała o Cohenie? Wszedł do łazienki. W jej rogu stała ogromna trójkątna wanna w kolorze kości słoniowej. Obok leżały duże, szorstkie ręczniki. Wszędzie było sterylnie czysto. Odkręcił krany, z których z szumem wodospadu zaczęła lecieć woda. Dodał przygotowanych ziół. Wrócił do pokoju. Stała przy oknie patrząc na migające światełka statków. Paliła papierosa. Wyjął go z ręki i wrzucił do kominka.
- Chodź – wyszeptał.
Objął ją mocno i zaczął całować. Całował usta, oczy, szyję nie przestając gładzić pleców. Poczuł, że drży. Ich języki splotły się, a ciała przywarły z całej siły. Chłonęli siebie nawzajem, jakby robili to pierwszy raz. Czuł jej ręce w swoich włosach i robiło mu się coraz bardziej gorąco. Położył ją na łóżku i zaczął rozbierać nie przestając całować. Wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki. Wanna był już prawie pełna. Delikatnie włożył jej ciało do gorącej, pachnącej wody. Na chwilę poszedł do pokoju. Błyskawicznie zrzucił z siebie ubranie, zdążył jeszcze nastawić głośniej muzykę tak, by ją było słychać w łazience, dorzucił dwa wielkie bierwiona do kominka i po chwili był w wannie obok niej. Czekała z zamkniętymi oczami.
Namydlił wielką gąbkę i zaczął ją myć całą, centymetr po centymetrze. Dokładnie umył stopy, uda brzuch, piersi, szyję. Kazał jej się odwrócić i wyszorował plecy i niżej... Mruczała jak kot. Podobało się jej to mycie, bo dotąd nigdy tego nie robił. Wytarli się ciepłymi ręcznikami. Wziął ją znowu na ręce i zaniósł do łóżka. Zgaś światło i zostaw tylko świece – powiedziała.

Leżała na łóżku naga i spięta. Szemrzący znowu i znowu Cohen ledwo do niej docierał. Miała zamknięte oczy i zaciśnięte pięści. Poczuła jego usta na swoich. Był taki ciepły. Całował włosy, szyję, piersi. Jego ręka wędrowała po jej brzuchu. Robił to w nieskończoność. Jej panika powoli wygasała i zaczęła odczuwać niesamowite wszechogarniające fale. Zdawała sprawę, że wcale nie chce aby przestał. Zanim zorientowała się, co się dzieje, poczuła że świat usuwa się jej spod stóp. Zapadała się w otchłań i wracała. Nagle ogarnęła ja fala gorąca, jakiego nie znała nigdy dotąd. Bez tchu opadła na szeleszczące, wykrochmalone prześcieradło. Otworzyła oczy. Patrzył na nią. Oczy błyszczały. Wyglądał cudownie. Objęła go i pocałowała.

Obudzili się rano objęci jak dzieci. Przez okno wśliznął się do pokoju pierwszy promień słońca.

Joanna Ziębińska

Cdn.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u