Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony Nam nie trzeba Bundeswehry, nam wystarczy minus cztery

Nam nie trzeba Bundeswehry, nam wystarczy minus cztery

sieradzkie_peerelki2Historia lubi się powtarzać, ale nigdy dokładnie tak samo! Dlaczego zatem, kiedy popada trochę śniegu, temperatura spadnie do minus czterech stopni poniżej zera, to odwołuje się lekcje w szkołach, niektórzy ludzie nie jadą do pracy, bo ślisko na drogach? Pamiętam z dzieciństwa, że chodziłem do szkoły nawet wtedy, kiedy za oknem było minus dwadzieścia stopni!

Oj, niewieścieje nam naród, niewieścieje. Znowu aktualne staje się złośliwe przysłowie, które inteligentni Polacy wymyślili w czasach tak zwanej zimy stulecia, w końcówce ,,prosperity’’ Edwarda Gierka na przełomie 1978 i 1979 roku. Ale wtedy było kilkanaście stopni na minusie, zaś śniegu napadało tyle, że niektóre drogi rzeczywiście nie były przejezdne przez kilka dni. Ale i tak sądzę, że nie było wtedy tak źle.
Znacznie gorzej było podczas tej prawdziwej zimy stulecia w roku 1963. Chociaż? Ze statystyk meteorologicznych wynika, że cięższe zimy, z temperaturami nawet powyżej 40 stopni Celsjusza, był w latach 1928/29 i 1939/40. Ale bodaj w styczniu 1963 roku nie chodziłem do szkoły jakieś dwa tygodnie, bo w nocy bywało ponad 30 stopni mrozu, a śnieg był taki, że ja przy wzroście około 120 centymetrów poruszałem się po podwórku naszego domu – szkoły w Dzierząznej - tunelami wyżłobionymi w śniegu na półtora metra. A zajęcia w Szkole Podstawowej we Włyniu odwołano przede wszystkim ze względu na niską temperaturę. Opału było za mało i trudno było ogrzać klasy, kiedy w dzień na dworze było minus dwadzieścia pięć stopni, a budynek szkoły, choć z cegły, do ciepłych nie należał!
W tym miejscu przypominam zazwyczaj anegdotę, jak to zapaliła się od pieca nasze nauczycielka, znakomita pani Henryka Swojnogowska (w Polsce najprawdopodobniej tylko jedna osoba nosi teraz to rzadkie nazwisko!). Bywało, że zimą, nie tylko w 1963 roku, w klasach panował taki chłód, że nauczyciele i uczniowie byli w czasie lekcji ubrani w palta, kurtki, a nawet kożuchy. No i oczywiście w czapki i rękawiczki. Pani Henryka wspomina, jak to podczas zajęć pozwalała ogrzewać się dzieciom przy kaflowym piecu. Co jakiś czas robiła też krótką gimnastykę; wstawaliśmy, machaliśmy łapkami, robiliśmy przysiady, kręciliśmy główkami. Zawsze trochę cieplej było po takich ćwiczeniach.
Kiedyś pani Henryka zapomniała się podczas ogrzewania się przy piecu. Tak się do niego przytuliła, że po kilku minutach poczuła swąd. Paliła się sukienka. Nasze przerażenie było ogromne, ale udało się ugasić nauczycielkę, w czym jej zasługa była największa. Dziś sądzę, że to i temu podobne wydarzenia pogłębiały związek uczuciowy z ,,naszą panią’’, pogłębiały też szacunek do wiedzy, którą zdobywaliśmy czasami z takim trudem i w tak ekstremalnych warunkach.
A dzisiaj…! Ech, dzieciaki zazwyczaj siedzą w cieple przy komputerach i telewizorach. I cieszą się, że nie pójdą do szkoły, kiedy za oknem zapanuje na kilkanaście godzin prawdziwa zima. Co z nich wyrośnie?

Połajania i uwagi przyjmuję: CLOAKING

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u