W Zduńskiej Woli i Sieradzu zebrali się ci, którzy nie zgadzają się na to, że w Sejmie właśnie trwają pracę nad projektem „Stop Aborcji”, ograniczającym całkowicie dostęp do tego zabiegu. Opinię na ten temat wydał 14 marca Episkopat Polski w specjalnym komunikacie. Tekst zachęca - mimo zagrożeń dla matek - Sejm do przegłosowania ustawy całkowicie zakazującej aborcji.

Dzień później na stronach Sejmu pojawiła się informacja, że projekt ustawy został włączony do porządku obrad poniedziałkowej (19 marca) komisji sprawiedliwości i praw człowieka. Kilka dni później miała się nim zająć komisja polityki społecznej i rodziny. W poniedziałek projekt ustawy przeszedł pozytywnie pierwszą z komisji. Ale posiedzenia drugiej zostały już przełożone. Posłowie wrócą do tematu dopiero po Wielkanocy. Projekt „Zatrzymaj aborcję”, którego dalsze procedowanie wywołało protesty, zakłada uniemożliwienie legalnej aborcji w przypadku wad i nieuleczalnej choroby płodu. Gdyby zmiany weszły w życie, przerwanie ciąży będzie możliwe jedynie, gdy zagrożone będzie życie lub zdrowie matki lub gdy ciąża będzie wynikiem gwałtu. Zdaniem protestujących nikt nie bierze pod uwagę także tego, że dziecko z wadami np. genetycznymi może umrzeć tuż po porodzie. I jak to wpłynie na psychikę matki i nawet ojca! A i jak to miało miejsce ostatnio zmarła po porodzie młodociana matka, ofiara gwałtu, której odmówiono aborcji! Z danych resortu zdrowia wynika, że na 1.100 legalnych aborcji przeprowadzonych w 2016 r. aż 1.044 dotyczyły przesłanki, której zakazania domaga się teraz komitet Zatrzymaj Aborcję. Kobiety w całej Polsce zorganizowały więc "Czarny Protest". W "Czarny piątek" 23 bm. także w Zduńskiej Woli i Sieradzu uczestniczyli - bo także mężczyźni - w nim ci, którzy nie mogli dojechać na największą tego dnia manifestację, jaka odbyła się z udziałem kilkudziesięciu tysięcy osób w Warszawie.

W Zduńskiej Woli protestowano pod Ratuszem. W Sieradzu - pod siedzibą Prawa i Sprawiedliwości przy ul. Kolegiackiej. Organizatorzy obu manifestacji nie kryją oburzenia na hejty, jakie pojawiły się w internecie, że frekwencja na nich była raptem kilkudziesięcioosobowa. Dodają, że wiele osób z tych miast dojechało na protest do Łodzi. Poza tym dodają, że w małych społecznościach wielu, którzy popierają ich hasła, boi się wyjść na ulice. Choćby z obawy - zwłaszcza pracując w instytucjach publicznych, gdzie stanowiska kierownicze czy dyrektorskie mają osoby z partii rządzącej - o utratę pracy, czy też szykany ze strony sąsiadów, którzy mają w kwestii aborcji odmienne zdanie. I mieli rację. W Sieradzu np. uczestnicy protestu spotkali się choćby z interwencją policji. Sprawdzano ich dane osobowe... Protesty kobiet przeciwko zaostrzaniu i tak już wcześniej restrykcyjnego prawa do przerwania ciąży zaczęły się w Polsce w 2016 roku. Także wówczas w Zduńskiej Woli, 3 października 2016 roku odbył się słynny Czarny Protest. Nazywany "Czarnym poniedziałkiem" albo "Dniem Czarnych Parasolek".

W ponad 150 miastach w Polsce i 60 za granicą na ulice wyszło około 250 tys. osób, sprzeciwiając się planom wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji. Niemal tyle samo Polek nie poszło tego dnia do pracy, ponad pół miliona osób, na znak poparcia dla protestu, ubrało się na czarno. Ogólnopolski Strajk Kobiet był największym protestem społecznym po 1989 roku. Ubrane na czarno kobiety, dzierżąc w dłoniach symboliczne wieszaki, pokazały, że są jednością i siłą, z którą każdy rząd musi się liczyć. W tym roku po raz kolejny protestującym - skrzykniętym przez kobiety z grupy Dziewuchy Dziewuchom oraz z KOD-u w regionie sieradzkim przyświecały hasła:
- Stop! Koniec z uprzedmiotowieniem kobiet! Żądamy równych praw, ochrony naszego życia, zdrowia i naszej wolności!
- Świeckie państwo, świecki samorząd!
- Biskupi nie rodzą - nie decydują".
- Chcemy wyboru, a nie terroru!".

KaMi S

Fot.:Z  FB/ Joanna Pawłowska, Wiktor Idzikowski, Dziewuchy-Dziewuchom