Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony Kiedy sport szkodliwy jest...

Kiedy sport szkodliwy jest...

LEKKOSCBYTUKiedy jechałem we wtorek rano do pracy, spotkałem kolegę. Stał w deszczu nieopodal postoju taksówek. Zobaczył mnie, pomachał, więc zatrzymałem się tuż przy nim. - Bądź tak dobry i podrzuć mnie do roboty, bo jakoś długo taksówka nie przyjeżdża. Kiedy wsiadł do auta, poczułem znajomą woń... - Kurcze, taki chory jestem - wyjęczał. Do wczoraj w nocy świętowaliśmy mistrzostwo świata w siatkówce. Była feta, że zatrzymać się trudno...

 

W drodze wymieniliśmy uwagi o samej grze Polaków konstatując, że mimo wszystko to niespodzianka. A ja zwierzyłem się, że miałem ciężki półfinał z Niemcami i do dziś mnie głowa boli... I bynajmniej nie usiadłem za blisko telewizora. Jakaż była niespodzianka – zdarzenie innego kolegi, który pojechał na mecz reprezentacji w piłce nożnej do Chorzowa, na nieszczęsne 0:1 ze Słowacją w 2009 r. , w eliminacjach do Mistrzostw Świata w RPA. Nie dość, że meczu prawie nie widział, bo ostro pili już w drodze do Chorzowa, to jeszcze po meczu zgubił się i odjechał mu autokar z wycieczką kibiców z Sieradza. Głupi i pijany ma jednak szczęście. Trafił na dobrych ludzi z Łodzi, którzy zabrali go ze sobą samochodem, a z Łodzi do Sieradza przyjechał pociągiem.

I tu przypomina mi się moja przygoda, kiedy to w 1975 roku wybrałem się ze kolegami i koleżankami ze studiów na mecz towarzyski Polska – Węgry. Był 8 października i tak zimno, że musieliśmy mieć ze sobą bodaj dwie butelki wódki. Ale co to jest na pięć osób! Jedzie malizną. Problem był w czym innym. Nie widziałem żadnej bramki Polaków, choć było 4:2. Zawsze kiedy strzelali była moja kolejka, bo kieliszek mieliśmy tylko jeden. Równie dawno temu odwiedziłem kolegę, który był sam w domu i raczył się piwem, bowiem małżonka szczęśliwie wybyła na dłużej i mógł spokojnie oglądać sobie mecz o puchar UEFA (jaki? nie pamiętam). Dołączyłem ochoczo do dopingu. Kiedy byliśmy już dobrze rozgrzani, ktoś nerwowo zaczął dzwonić do drzwi. Była to sąsiadka z dołu, którą właśnie zalewała woda. Okazało się, że żona kolegi poleciła mu pilnować prania ,,bo wąż wylatuje z wanny''. Kolega zapomniał o tym w ferworze wypoczynku i kibicowania, no i narobiło się!

Nie pamiętam z jakiego to meczu ligowego Widzewa (wielkiego Widzewa, bo prezesem RTS był wtedy Ludwig Sobolewski, zaś na boisku królowali Boniek, Smolarek i Żmuda) wychodziliśmy w tłumie kibiców, kiedy Krysia, dziewczyna mojego kolegi Wojtusia zaczęła potwornie krzyczeć: - Ty chamie, oj, uuu..., kto mnie tak ukłuł?!!! Okazało się, że za nami szli jacyś okrutni żartownisie i zabawili się rażąc naszą koleżankę w tyłeczek szpilką. Szczęście w nieszczęściu miał poseł Matuszewski ze Zgierza po meczu siatkarzy Polska Rosja. Największy kozak wśród kamandy przegranych, Aleksiej Spirydonow opluł posła, kiedy ten radował się ze zwycięstwa naszych siatkarzy 3:2. Okazał się zwykłym chamem, choć mediom opowiada, że zbyt soczyście mówił kibicom ,,do swidania'', no i poseł to odczuł. Opowiadając mi o tym zdarzeniu Marek Matuszewski spointował rzecz po swojemu: - Miał Ruski szczęście, że go nie potraktowałem, jak powinienem. Nie takich przecież rzucałem o bandę! Marek jest nadal czynnym hokeistą, więc wie, co mówi.

Tymczasem ma piękny ,,kwiatek'' do przyszłorocznej kampanii wyborczej. Bo to i Ruski, i opluł, no i odpór oplutego był właściwy. Marek Matuszewski jest jednak zaprzeczeniem tezy, że sport bywa szkodliwy. Bywa, ale zazwyczaj zależy to od ilości wypitego alkoholu. Czyli, podobnie jak z kobietami: nie ma brzydkich, jest tylko...

Połajania i uwagi przyjmuję: CLOAKING LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u