Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony Motoryzacja, medycyna i sex

Motoryzacja, medycyna i sex

FELIETON_prowincjonalnyJak powszechnie wiadomo, Polacy znają się doskonale na trzech sprawach: na motoryzacji, medycynie i seksie. Pisałem o tym niedawno, ale czas co i rusz przynosi nowe, wręcz sensacyjne informacje. Ostatnią, dotyczącą motoryzacji przeczytałem na jednym z sieradzkich portali internetowych. Dziennikarz donosi wszem i wobec, że meleks, który na życzenie prezydenta Sieradza został zakupiony z okazji światowego już festiwalu Open Hair, wreszcie będzie miał swoje imię.

 

Cena autka niewielka, bo coś ponad 30.000 złotych. Niewielka, bo przecież prezydent nie kupił pojazdu za swoje, ale za nasze pieniądze. I jest jak w „Rejsie” Piwowskiego. Kto za to płaci? – No, pan płaci, pani płaci, my płacimy, znaczy obywatele.

Jednakowoż kamień spadł mi z serca. Wreszcie bezimienny meleks będzie miał swoje imię. Ogłoszono konkurs, wygrała go sieradzanka, która nazwała ów elektryczny automobil EMPEK. Dlaczego nie na przykład „pępek” – co brzmi to znacznie bardziej swojsko, erotycznie i po ludzku. Tym bardziej, że jeden z komentatorów artykułu szczerze wyznał, że jak widzi „empeka” to natychmiast dostaje wzwodu (nie bardzo wiem o co chodzi, ale mój lekarz od „tych rzeczy” przyjmuje codziennie w podwórku przy Reymonta). Proponowanych nazw było znacznie więcej. Sieradzanie chcieli by nazywał się Sieradzix, Open Hair Bus, Sieradzak, Sieradzka Perełka, Antonika, Bulli czy Kadir. Ba, niektórzy nawet odważnie proponowali, by busik nazywał się, nie wiedzieć czemu, Jacek i Beatka. Czyli prawie jak w dobranocce.

Mam jednak wątpliwości, czy EMPEK wożący tabuny turystów nie rozpadnie się już w trakcie trzeciego kursu po sieradzkim Rynku. I tak oto ideał znowu sięgnie bruku, przynosząc z miasta uszy pełne stuku. Stuku, który nie pozwala spać mieszkańcom ulicy Warszawskiej oraz innych okolicznych ulic „zrewitalizowanych” pod czujnym okiem prezydenta.

Było o motoryzacji a’la melex, teraz pora na medycynę. Moja przesympatyczna koleżanka pracuje w aptece i prawie codziennie raczy mnie opowieściami zza lady. Któregoś dnia do apteki wpadł młody chłopak i poprosił o dwa testy ciążowe. Gdy odbierał specyfik, zadzwoniła jego komórka. Odebrał, twarz mu zszarzała i powiedział – no dobra, niech pani da jeszcze trzeci. Sam byłem świadkiem gdy w sobotni wieczór stałem po syrop na kaszel. Przede mną młodzian wyglądający na licealistę poprosił panią magister szeptem dyskrecjonalnym: – Pani da mi jedną smakową prezerwatywę. Albo lepiej niech pani da dwie. Na pytające spojrzenie farmaceutki powiedział rezolutnie – co się pani dziwi, dzisiaj sobota - idę na domówkę.

A w ogóle ludzie dzisiaj leczą się w Internecie, a nie u lekarza. Wpisują: suchy kaszel, i już internet im mów, co mają łykać albo ssać. Bolące zatoki – i już mamy 20 specyfików na zatoki, itd. itp. Drugą metodą na leczenie jest telewizor. Licho sikam – telewizor mówi – łykaj furagin, ale najpierw skontaktuj się z lekarzem albo farmaceutą. Te sposoby leczenia skutecznie skracają kolejki do lekarzy, z czym nie może sobie poradzić przyjaciel nowej pani premier, minister Arłukowicz.

No i powoli, powoli doszliśmy wreszcie do seksu. Mój zacny sąsiad, który niestety nie miał wzwodu na widok busika EMPEK, codziennie wpatrywał się w ekran telewizora, który kazał brać mu permem, formen, backhand, forhend, styren, clarin i dziesiątki innych medykamentów. Wszystkie oczywiście bez recepty. - Kup, weź, stań na wysokości zadania – szeptał czule jego telewizor Samsung. Sąsiad jednak postawił na profesjonalizm. Wyżebrał u swojego lekarza ostatniego kontaktu receptę na viagrę. Za kasę. I lekarz, i viagra.

- Szanowny sąsiedzie, po co panu viagra, pytam cichutko by inni lokatorzy naszego bloku nic nie słyszeli.

- Drogi kolego, poznałem w internecie przemiłą osóbkę. Gruchaliśmy sobie jak dwa gołąbki. Najpierw gadaliśmy o niczym. Aż wreszcie, ku mojej radości, zeszło na seks. Wydawało mi się, że kobieta była coraz bardziej napalona. Prawie jak szczerbaty na suchary. Dobra nasza, mówię. Pojadę i dam jej do wiwatu. Jak pan wie, są też minusy ujemne. Tu był taki minus, że ona mieszkała w Oleśnicy, a to ponad 200 kilometrów. Trudno, mówię, jadę. Wsiadłem w czarną toyotę, wystroiłem się wcześniej jak woźny w dzień nauczyciela plus perfuma, kwiaty, wielka bomboniera. Ja wiem, a pan rozumie. Na godzinę przed metą stanąłem w jakimś barze, zamówiłem wodę mineralną, pod stołem wydłubałem niebieską, magiczną pigułeczkę. Łyknąłem i jadę dalej. Czujemy się obaj coraz lepiej. Mój kogucik z małego kurczaczka robi się wielkim kogutem. Mówię panu, cóż to za uczucie. Wchodzę. Kwiaty, czekoladki, buzi, buzi. Nic nie zapowiadało najgorszego. Dostałem kawę, a jakże. Po trzecim łyku słyszę. Wiesz Czarek, dzisiaj nic z tego nie będzie, potwornie boli mnie głowa. Chyba mam migrenę... No, zamarłem. Panie kolego - czas, koszty, lekarz, wstyd w aptece, wszystko we mnie buzuje a tu taka porażka. Wsiadłem w brykę i wróciłem do domu. Użyliśmy obaj jak pies w studni. I jeszcze musieliśmy ponieść obaj takie koszty.

I tak oto niezbicie udowodniłem szanownym Czytelnikom, że motoryzacja, medycyna i seks są ze sobą ściśle powiązane.

(zyg)

Uwaga: felieton zawierał lokowanie produktu!

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u