Powiedzenie, mieć pieskie życie to w tym przypadku za mało! 15 marca skończyła się wieloletnia gehenna kilkudziesięciu psów, jakie przetrzymywała na terenie swojej posesji mieszkanka Radostowa, w gminie Czastary. W domu, w którym interweniował DIOZ znaleziono zwłoki psów oraz chore szczenięta w tapczanie. Jak relacjonował na Instagramie dolnośląski inspektorat, zwierzęta przebywały w pomieszczeniach, w których wszystko było oblepione ich odchodami, a część z nich ratowano z piwnicy z fekaliami.
"Zwłoki zwierząt trzymane pod obrazem Jezusa, szczenięta z parwowirozą trzymane w tapczanie, czy psy żyjące w pomieszczeniu, w którym WSZYSTKO oblepione jest ich odchodami. To jednak nie wszystko - część psów ratujemy z piwnicy, w której po kostki brodzimy w fekaliach ich właścicielki, bowiem tam załatwiała ona swoje potrzeby fizjologiczne i również tam trzymała psy!!!" - tak w piątek 15 marca Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt relacjonował na Instagramie swoją interwencję na terenie jednej z posesji w Radostowie w gminie Czastary.
- W mieszkaniu - jak cytuje wielunnaszemiasto - oraz budynku gospodarczym znajdowało się kilkadziesiąt psów zaniedbanych i wymagających pomocy weterynaryjnej. Z uwag na fakt, że właścicielka nie zapewniła odpowiednich warunków bytowych czworonogom, zostały one zabrane przez interweniujących pracowników - informuje asp. Piotr Siemicki, rzecznik prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Wieruszowie.
Na terenie posesji kobieta w trakcie interwencji zachowywała się agresywnie i ostatecznie została przez policję zatrzymana, co DIOZ relacjonował w mediach społecznościowych.
Jak twierdzi inspektorat, kobieta od dekady nikogo nie wpuszczała do domu, a władze i policja były bezradne.
Dlaczego władze gminy Czastary nie podjęły wcześniej interwencji? O to portal zapytał wójta Dariusza Rejmana. Ten ponoć nie był świadom tego, co dzieje się w domu starszej kobiety. Wójt podnosi, że gmina interweniowała wielokrotnie, ale wszystkie zgłoszenia dotyczyły psów, które biegały wolno poza posesją. Te, jak zapewnia, były odławiane przez pracowników schroniska.
- Mamy kilkanaście notatek ze spotkań, które odbywały się w obecności policji, właścicielki psów. Właścicielka przynosiła nam karty szczepień - mówił Dariusz Rejman. Włodarz zapewniał także, że w urzędzie jest opinia weterynarza, który stwierdził, że psy są należycie zadbane. Rejman potwierdzał też to, o czym pisze DIOZ. Kobieta nigdy nie wpuściła nikogo na swoją posesję, a pracownicy urzędu nie mają prawa wejść na prywatny teren.
Właścicielka, jak mówi wójt, nigdy nie zgłosiła się do urzędu, czy ośrodka pomocy społecznej po żadne wsparcie, regulowała wszelkie opłaty, a kontakty z nią nie wskazywały na to, że coś złego może dziać się w domu.
- Gdybyśmy my, czy policja wiedzieli wcześniej o tej sytuacji, że są martwe zwierzęta, że tam jest tak dramatyczna sytuacja, to na pewno dawno poprosilibyśmy firmę, która wczoraj się pojawiła, bo oni mają takie uprawnienia i możliwości. Dawno byśmy z ich usług skorzystali - zapewniał Dariusz Rejman.
Piątkowa interwencja DIOZ zakończyła dramat zwierząt. Można tylko żałować, że nikt nie powiadomił inspektoratu wcześniej. Relacje z interwencji w gminie Czastary nadal można znaleźć na Instagramie DIOZ.
KaMi S
źródło:wielunnaszemiasto, fakt.pl, DIOZ