Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Aktualności Wątpliwa radość bycia seniorem

Wątpliwa radość bycia seniorem

sieradzkie_peerelki2Aż trudno mnie samemu uwierzyć, ale niedawno minęło 38 lat od czasu, kiedy stanąłem jako praktykant przed redaktorem Arnoldem Borowikiem, filarem rozgłośni Polskiego Radia w Łodzi. Przed nim, bo w zasadzie tylko jego znałem osobiście spośród redaktorów łódzkiego radia. Pan Arnold był znajomym mojego ojca, więc miałem śmiałość pójść właśnie do niego, choć jeszcze wtedy był wielką gwiazdą Radia Łódź.

Byłem tuż po studiach, ale jeszcze przed egzaminem magisterskim i tak naprawdę to nie wiedziałem, co chcę robić w życiu zawodowym. Gdzieś tam głęboko w głowie miałem myśl, żeby zostać dziennikarzem radiowym, ale wtedy nie było to takie proste. Oprócz wykształcenia, talentu i jakiej takiej praktyki (takową miałem po trzech latach zabawy w radio w Akademickim Centrum Radiowym KIKS w Łodzi), trzeba było mieć szczęście lub koneksje. Wdawało mi się, że mam jedno i drugie. Gorzej było z talentem...

Redaktor Borowik (ur. 1923, zm. 1982) przywitał mnie kordialnie wypytując, co tam nowego u nas we Włyniu i jak się miewa mój ojciec, a przede wszystkim jego serdeczny kolega Zygmunt Widelski (lokalny działacz partyjny i społeczny, żołnierz Września 1939 roku, i bodaj dwie kadencje zastępca członka Komitetu Centralnego PZPR). Wysłuchawszy odpowiedzi pan Arnold, skierował mnie do redakcji informacji. Tam wpadłem w ręce redaktora Henryka Polaka (ur. 1932, zm. 1998) . Ten nie widział bynajmniej, co ze mną zrobić, więc nakazał przyjść jutro... Przyszedłem. Okazało się, że nadal nie wiedzieli, a ja raczej nie upominałem się o jakiekolwiek zajęcie. Tak ze trzy dni przyglądaliśmy się sobie nawzajem. Ponieważ przydzielono mi biurko (!) na którym stała maszyna do pisania, zapytałem, czy mogę z niej korzystać? Panowie redaktorzy (było ich trzech, ale pamiętam tylko nazwisko red. Polaka) skwapliwie wyrazili zgodę, a ja lojalnie poinformowałem ich, że będę sobie pisał słuchowisko radiowe zatytułowane ,,Wyspa''... Okazało się później, że u wszystkich wzbudziłem niejakie zaciekawienie i odrobinę zainteresowania moją skromną osobą.

Czwartego dnia red. Polak dał mi zadanie; miałem zebrać jak najwięcej informacji o szkołach, w których trwały jeszcze remonty, choć kończył się pierwszy tydzień września. Miałem do dyspozycji telefon i książkę telefoniczną, więc zadanie wypełniłem stosunkowo szybko i sprawnie. Już następnego dnia dałem redaktorowi ze trzy strony starannie przygotowanych i napisanych na maszynie informacji. Dostałem kolejne zadanie. Jakie? Nie pamiętam, bowiem po trzech dniach pobytu w rozgłośni spotkałem red. Zbigniewa Wojciechowskiego (ur. 1934, zm. 1999, dziennikarz, współzałożyciel Klubu Dziennikarzy Sportowych, autor sztuk teatralnych i książek dla dzieci, autor tekstów piosenek ). Dzięki temu udało mi się przenieść do redakcji sportowej, co było moim marzeniem. Bo co tak naprawdę interesuje młodego, zdrowego mężczyznę? Sport, muzyka oraz gry (wstępne, dla kompletu dodam do tego jeszcze alkohol)! Redaktor, który nie miał prawej dłoni (taśmę magnetofonową kleił szybciej od tych pełnosprawnych) też początkowo nie wiedział co ze mną zrobić. Ale u niego szybko się odnalazłem i bywałem użyteczny, bowiem pan Zbigniew wysyłał mnie na przeróżne zawody sportowe, byłem nawet na meczach żużlowym i rugby, co później już mi się nigdy nie zdarzyło! Z tych wydarzeń przynosiłem mu zazwyczaj wyniki, choć, bywało, przepytywał mnie na okoliczność przebiegu wydarzenia. To dzięki panu Zbyszkowi zadebiutowałem głosem na antenie Radia Łódź w niedzielnych, wieczornych wiadomościach sportowych. I muszę przyznać, że to w dużej mierze dzięki niemu zostałem dziennikarzem prasowym.

Los zdarzył bowiem, że w pewne pochmurne popołudnie wiosną 1980 roku spotkałem pana Zbyszka w Choszcznie, w pociągu relacji Szczecin – Łódź. Redaktor wracał z Barlinka, gdzie zbierał materiał o polskich dzieciach, które podczas wojny wywieziono z Wielkiej Brytanii, a po jej zakończeniu osiedlono w Barlinku. Pisał reportaż do ,,Ekspresu Reporterów'', wydawnictwa KAW wielce zasłużonego dla polskiego reportażu. A ja jechałem z wojska na przepustkę do domu. Zaprosił mnie do wagonu restauracyjnego ,,Wars'' i tam przy golonce i herbacie rozmawialiśmy o dziennikarstwie. Czyli ja chłonąłem, a pan Zbyszek mówił. - Pisz, jak najwięcej, pisz młody człowieku. Pisz i publikuj gdzie się da! Posłuchałem mistrza. Cztery miesiące później trafiłem do tworzącego się w Sieradzu tygodnika ,,Nad Wartą''. Spełniło się moje marzenie. To także dzięki Panu, Panie Zbyszku!

Połajania i uwagi przyjmuję: CLOAKING

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u